W tym wszystkim chodzi o to, żeby zmniejszyć swój świat do rozmiarów, które pozwolą ci go pełniej przeżywać – tłumaczy Krzyś Turowski, który razem z żoną od kilku miesięcy przebudowuje dostawczaka, żeby wyruszyć nim w świat. Na kilka tygodni przed startem swojego #vanlife opowiadają nam o sensie życia, sile kleju i potędze szlifierki kątowej.
– Jeśli chcesz się przekonać, czy poślubiłaś właściwą osobę, zbudujcie razem kampera – śmieje się Attabeira Guacar Apito Gerniao Zuiniaco German de Turowski. Atta i Krzysiu (taką formę swojego imienia lubi najbardziej) poznali się „na końcu zupełnie innej historii”. Nie tej, w której oboje wyruszają własnoręcznie zbudowanym kamperem w świat. Nie tej, w której Krzysiu objechał autostopem Europę. Nie tej, w której przeprowadził się na kilka lat do Stanów. Tylko tej, w której chciał popłynąć dookoła świata, ale wylądował na Dominikanie. Poznali się dzięki couchsurfin-gowi. – Miał zostać dziesięć dni, ale trzeciego zapytał, czy zostanę matką jego dzieci, a ja się zgodziłam – opowiada Atta. – To było trzy lata temu. Półtora spędziliśmy na Dominikanie, półtora w Warszawie. Już czas wyruszyć w drogę!
Dużo pierwszych razów
Samochód kupili w marcu. Szukali go przez rok. – Na początku chcieliśmy oldschoolowego vana, takiego z lat 70. Mieliśmy w głowie taki „instagram look” – śmieje się Atta. – Byliśmy zakochani w tym romantycznym, stylowym obrazku, ale nie mieliśmy pojęcia, co robimy. Po sprawdzeniu kilku opcji przekonali się, że oldschoolowy van może nie być najlepszym rozwiązaniem (– Zasada numer jeden: zawsze radzić się kogoś, kto zna się na samochodach – podkreśla Krzysiu). Na nowy, dobrze wyposażony kamper nie było ich stać. Zwłaszcza że z czasem ich oczekiwania rosły. Zamiast kupować, postanowili więc go zbudować. – Najgorsze już za nami – relacjonuje. – Najbardziej stresujące były te prace, których efekty są nieodwracalne. Na przykład kiedy wycinasz dziurę w dachu, masz tylko jedną szansę, żeby zrobić to dobrze – śmieje się. – Podczas budowy vana jest dużo pierwszych razów. I to jest świetne. Pierwszy raz w życiu używasz wyrzynarki, pierwszy raz obsługujesz szlifierkę kątową (– Tak! Teraz już potrafię to wszystko! – cieszy się Atta). Musisz stać się cieślą, hydraulikiem, elektrykiem, mechanikiem. To jest świetna zabawa, jeśli nie traktujesz tego śmiertelnie poważnie. – Nieraz się na siebie wściekamy, ja coś psuję, on robi sobie krzywdę albo odwrotnie. Ale pod koniec dnia cieszymy się jak dzieci, kiedy uświadomimy sobie, że właśnie zbudowaliśmy łóżko! Albo wstawiliśmy okno! Położyliśmy izolację! To jest ogromna satysfakcja, robić wszystko samemu. A ponieważ znamy tu każdy kabelek, dużo łatwiej będzie nam to naprawić, jak coś się popsuje. A popsuje się na pewno – żartuje Atta i z zapałem wylicza: – Będziemy mieć panele słoneczne, prysznic… – Półprysznic – studzi nieco jej zapał Krzysiu. – …wentylację, kuchenkę… – nie zraża się Atta.
Oboje podkreślają, że większość pracy to nauka. – Oglądasz kolejne filmiki na YouTubie, czytasz kolejne porady i uświadamiasz sobie, że ci ludzie też nie wiedzieli, co robią. Też do wszystkiego dochodzili metodą prób i błędów – mówi Krzysiu i poleca forum polskich miłośników turystyki kamperowej Camperteam.pl. – Przede wszystkim trzeba się na starcie pogodzić z tym, że nie wszystko wyjdzie, że się różne rzeczy spartaczy. Oczywiście pewnych lepiej nie spartaczyć – jak tego nieszczęsnego okna dachowego, ale generalnie nie ma się co nastawiać na pasmo sukcesów. Atta uważa, że najgorsze są ciągłe wycieczki do sklepu, bo co chwilę się okazuje, że czegoś brakuje, a to kleju za mało, a to drucik za krótki, a to gwoździ nie starczy. Krzysiu ma jednak radę: – W pewnym momencie trzeba przestać oglądać się na innych i zacząć robić to po swojemu.
Inwestycja w bezdomność
Plan jest taki: wyruszają pod koniec czerwca. Na razie na dwa miesiące. Chcą zacząć od Bałkanów, mają znajomego w Bośni. Potem Czarnogóra, prom do Włoch. Mają już bilety na koncert w Lizbonie.
– Niewiele nam potrzeba. Miejsce do pływania, słońce. To ma być podróż testowa: czy nam to odpowiada, czy da się tak żyć, czy pomyśleliśmy o wszystkim, czego nam potrzeba. Czy jest fajnie. Czy za czymś tęsknimy – tłumaczą. Oboje mogą pracować zdalnie. – Gdy zaczęliśmy wymyślać sposoby na zarabianie w podróży, okazało się, że jest ich mnóstwo. Poza tym vanlife, jak się do niego dobrze przygotujesz, nie jest drogie: jeśli nie masz kasy na benzynę, to po prostu nie ruszasz się z miejsca. Drogo jest teraz – żartuje Krzysiek. Jak mawiają vanliferzy: płacisz kupę kasy, żeby być bezdomnym. Krzysiu jest fotografem, muzykiem, programistą, web deweloperem. Atta jest tancerką, modelką, nauczycielką nauczania początkowego i tutorem na platformie e-learningowej. Kończy studia licencjackie na UW, więc po tych testowych dwóch miesiącach muszą wrócić do Warszawy, ale za rok… – Za rok, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, podążymy za słońcem – rozpromienia się Atta. Do planowania mają podejście specyficzne. Krzysiu podkreśla, że z góry godzi się na to, że plan A nie wyjdzie, ale przychodzi mu to łatwo tylko dlatego, że zawsze ma w zanadrzu plany B i C. – Każda improwizacja musi być wcześniej starannie przygotowana – śmieje się.
Podróżował od dawna. Właściwie od zawsze. Pochodzi z Koszalina, ma w rodzinie wielu żeglarzy. – Urodziłem się w 1980 r., doświadczenie otwierania granic było dla mnie bardzo ważne. I miałbym teraz nie korzystać z tej możliwości? Attabeira wychowywała się na Dominikanie, gdzie słońce świeci cały rok, a ocean jest w zasięgu ręki. Jej tata jest archeologiem, mama tancerką. Poza wyspę wyjechała dopiero jako szesnastolatka, ale dzieciństwo spędziła głównie poza domem: z tatą na wykopaliskach, z mamą na plaży. – Tata kładł mi węża na dłoni i mówił: „Dotknij, przyjrzyj się, narysuj i wypuść”. To było dzieciństwo pełne wolności, właśnie tego chcę dla swoich dzieci. A jako nauczycielka wiem, że najlepiej uczymy się poprzez doświadczanie.
– Przez dwa tygodnie pracy nad instalacją elektryczną w kamperze nauczyłem się więcej niż przez pięć lat w technikum elektryczno-elektronicznym – śmieje się Krzysiu. – No właśnie! Learning by doing! – przytakuje Atta. – Najlepiej pamiętam to, czego nauczyłam się w działaniu. Czego dotknęłam, co zobaczyłam na własne oczy, czego doświadczyłam.
Życie rodzinne i kamperowe
– Nic na siłę – odpowiada Krzyś, gdy pytam, czy jak wielu vanliferów rozważają poszukiwanie sponsorów. – Jak się taka możliwość pojawi, nie będziemy narzekać. Ale uważam, że ważna jest właściwa kolejność: najpierw zrób coś ciekawego, a dopiero potem zdaj z tego relację. Nie rób niczego na pokaz, żeby było podziwiane, tylko dla siebie, żeby było przeżywane – mówi i przytacza historię znajomej Finki, która samotnie przemierza Amerykę Łacińską na rowerze. – Któregoś dnia zamieściła post, w którym przepraszała, że przez tydzień nic nie opublikowała. Pomyślałem: dlaczego przepraszasz? Przecież robisz coś dla siebie, ciesz się tym, nie rób z tego kolejnego obowiązku, powodu do stresu! Oboje podkreślają, że van to narzędzie, a nie cel. Sposób na pełniejsze doświadczanie życia, a nie przeżycie, które chcą zaliczyć. – Ważne, żeby znaleźć sposób na zrobienie tego po swojemu. Nieoglądanie się na innych, nieprzywiązywanie do konkretnej wizji. Jeśli uczynisz z tego cel, poczujesz pustkę, gdy tylko wyruszysz – podkreślają. Jest jeszcze jedna ważna rzecz. Nazywają to „no bullshit relationship”.
– Żeby wyruszyć razem, a, o ile nie jest się kompletnym odludkiem, razem jest i fajniej, i łatwiej, trzeba dobrze czuć się w swoim towarzystwie i umieć się z siebie śmiać. Inaczej to się nie uda. Przecież toaletę mamy metr od łóżka – żartuje Krzysiu. Ich van jest prawie gotowy, ale już w myślach snują plany budowy kolejnego. Ten pierwszy przewidziany jest dla dwóch osób i psa (ich suczka Freka wyrusza razem z nimi). Następny musi być wyższy, żeby zmieściło się piętrowe łóżko dla dzieci. – Mój tata też marzył o podróżowaniu, gdy był młody, a potem urodziły mu się dzieci i z marzeń zrezygnował. My wierzymy, że nie trzeba rezygnować, że to się da pogodzić. Jest tyle możliwości. Nie wszystkie dzieci muszą być wychowywane w ten sam sposób. – Jestem nauczycielką, więc przez pierwsze lata mogę dzieci uczyć sama. Chcemy postawić domek w okolicy rodziców Krzysia, pod Koszalinem – tam dzieci będą mogły budować poczucie zakorzenienia, a w podróży z nami poczucie wolności i otwartość na świat – dodaje Atta. – A nie myślicie, że… – Myślę, że ludzie za dużo myślą – przerywa mi Krzyś ze śmiechem. – To jak z tą budową vana: w pewnym momencie musisz przestać myśleć i zacząć robić.
Krzyś Turowski i jego żona Atta ruszyli w drogę pod koniec czerwca. Ich przygody śledzić można
na Instagramie: @buenaventurapl
Na Instagramie jest ponad półtora miliona zdjęć oznaczonych hasztagiem #vanlife. Różne są vany, różne trasy i różne przygody. Sprawdźcie, jak radzą sobie w drodze (od góry):
@searchingforsero, @cyrus_sutton, @the_wayward_ blonde, @brenton_captures i @bafatbody
736 komentarzy