Czarno na białym – recenzja filmu “Zimowi bracia”

Islandzki reżyser w swoim debiutanckim filmie operuje symboliką kojarzącą się z Biblią. Dwaj bracia – jak Kain i Abel. Kopalnia wapienia jako piekło i zasypane śniegiem lasy jako czyściec. Tylko raju brak – i Boga. Na miłosierdzie nie ma tu co liczyć.

Życie w niewielkiej robotniczej osadzie w środku głuszy oznacza nieustanną walkę o przetrwanie. Młodszy z braci, Emil, to postać groteskowa – z jednej strony pogardzany wioskowy głupek, z drugiej cwaniak i cynik. Pasjonuje go broń, której obsługę namiętnie ćwiczy. Starszy brat, Johan, choć postawny i dojrzalszy emocjonalnie, pozostaje w cieniu. Emil marzy o dostatnim życiu u boku ukochanej. Ten cel próbuje osiągnąć, podkradając z miejsca pracy składniki do produkcji bimbru, który następnie sprzedaje kolegom z kopalni. Interes kwitnie – do czasu. Uświęcone więzami krwi i wspólnym znojem relacje rodzeństwa zostają wystawione na wielką próbę.

Ten obsypany na całym świecie nagrodami film ma charakter baśni. Choć temat robotniczy sugeruje konwencję realistyczną, reżyser wprowadził do fabuły elementy magii i surrealizmu. Niepokojące, a zarazem absurdalne i humorystyczne wizje kojarzą się z kinem Roya Anderssona i wytrącają filmowy świat z utartych kolein. Prosta opowieść o rywalizacji między braćmi nabiera charakteru artystycznego eksperymentu. Warto wspomnieć, że jego twórca zajmuje się szeroko rozumianymi sztukami wizualnymi, z czego być może wynika potrzeba mówienia bardziej obrazem niż słowem. I rzeczywiście – słów tu niewiele, za to pięknych obrazów mamy aż nadto. By w pełni to docenić, „Zimowych braci” trzeba obejrzeć w kinie. To film niełatwy, surowy, ale i piękny – jak zima na północy.

Tekst: Olaf Kaczmarek

“Zimowi bracia”
reż. Hlynur Pálmason
obsada: Lars Mikkelsen, Elliott Todd Crosset Hove, Victoria Carmen Sonne
Dania/Islandia 2017, 100 min
Stowarzyszenie Nowe Horyzonty, 18 maja

105 komentarzy

Dodaj komentarz

-->