„Przetańczyć z tobą chcę całą noc”- rozmowa z Kamilem Krawczyckim, twórcą filmu „Słoń”

„Słoń” to filmowa opowieść miłosna dwóch chłopaków-Bartka i Dawida, którzy spotykają się na podhalańskiej wsi. Jest to zdecydowanie powiew świeżości w polskiej kinematografii LGBT+. Produkcja zdobyła nagrodę na Festiwalu Filmowym w Gdyni w kategorii filmu mikrobudżetowego, a także nagrodę publiczności na Festiwalu Filmowym w Oslo. Spotkałem się z reżyserem i scenarzystą, Kamilem Krawczyckim, aby porozmawiać o debiutanckim filmie. 

Skąd pomysł na realizację filmu w polskiej wsi? 

Kamil Krawczycki: Wychowałem się na Podhalu, w Nowym Targu, właściwie na jego obrzeżach, więc naturalnie umieściłem akcję właśnie tam. Zwłaszcza przy debiutach opowiada się o tym co, jest najbliżej Ciebie. 

Pewnie! W takim razie jak bardzo film inspirowany jest Twoim życiem?

Kamil KrawczyckiNie jest to moja historia. Jest to fikcja, aczkolwiek złożona z wielu historii, które znam i które gdzieś były blisko mnie cały czas. Jest też sporo przefiltrowania historii z mojego życia. Zależało mi na przekazaniu nastroju, niepewności, kiedy wszyscy zaczynają o tobie mówić i nagle stajesz, się na świeczniku , kiedy tego nie chcesz. Wiele tekstów i dialogów, które pojawiły, się w filmie sam znam ze swojego życia. 

Bardzo podoba, mi się wątek mamy Bartka w filmie i jej transformacja. Jest to bardzo dobra rola Ewy Skibińskiej. Zastanawiam się, czy to charakter z Twoich osobistych przeżyć?

Kamil Krawczycki: Matka Bartka zdecydowanie nie jest jak moja mama (śmiech), ale sprawy caming outu odnosiły się do mojego życia. W momencie mojego wyautowania jak miałem 18-lat to moi rodzie nie wiedzieli nic kompletnie na ten temat. Moja mama przeszła długą drogę edukacji i chciała, to zrobić co było bardzo fajnie. Jeśli chodzi o Matkę Bartka, zależało mi na tym, żeby pokazać, że dla niej też jest nadzieja. Pomimo depresji i ciężkiej przeszłości ona też może zacząć na nowo. Nie chciałem zostawić widza, z tym że ona faktycznie będzie taką stereotypową złą postacią.

Czy jako młoda osoba odnajdywałeś siebie w polskim kinie? 

Kamil Krawczycki: Nigdy się nie odnajdywałem w polskim kinie bo, nie prezentowało bohaterów, z którymi mógłbym się utożsamiać. Dowiadywałem się o sobie przede wszystkim z kina zachodniego. To był, jakiś rok 2005, były mniej więcej lata 2000-2006, więc internet jeszcze raczkował. Sięgałem więc po kino amerykańskie, które było dostępne i na szczęście zaczynało już poruszać queerowe tematy. Z polskich filmów, pamiętam, że zrobiła na mnie wrażenie „Senność” Magdaleny Piekorz. Teraz z perspektywy czasu widzę, jak odważny krok wtedy zrobiła. W filmie obserwujemy kilka historii, jedną z nich jest romans lekarza (Rafał Maćkowiak) z dresiarzem (Bartosz Obuchowicz). Pamiętam, że byłem zafascynowany.

Jakie są Twoje ulubione filmy queer, które dawały Ci nadzieję na lepszą przyszłość?

Kamil Krawczycki: W zachodnim kinie tych filmów było sporo po drodze. Ja też zmieniałem się przez ten czas. Jednym z pierwszych filmów, z nieheteronormatywnymi bohaterami, które obejrzałem były „Godziny” Stephana Daldry’ego z Meryl Streep. Postać grana przez Meryl, jest w związku z kobietą. Pamiętam, że długo zastanawiałem się nad tym – jak to? One mieszkają razem? Dwie dorosłe kobiety? Śpią w jednym łóżku? I reszta bohaterów nie porusza tego tematu? Szok dla czternastolatka, który nigdy nie słyszał słowa „gej” czy „lesbkijka”. Oprócz obelg oczywiście. W późniejszych latach „Moje własne Idaho”, „Samotny mężczyzna”, „Zabiłem moją matkę”. Oczywiście klasyk „Tajemnica Brokeback Mountain”, ale to był ciężki seans dla nastolatka. 

Właśnie, super, że o tym wspominasz! Twój film jest do niego niesłusznie porównywany. Przypomnijmy, że „Tajemnica Brokeback Mountain” zadebiutowała 15 lat temu. Teraz jesteśmy w zupełnie innym miejscu. Kino queerowe też przeszło transformację.

Kamil Krawczycki: Nie lubię porównań mojego filmu z „Tajemnica Brokeback Mountain”. Poruszamy zupełnie inne tematy. Jedyne co łączy te filmy to para gejów i konie. Ale rozumiem, że przez te dwa czynniki najłatwiej jest ludziom skojarzyć te filmy ze sobą. Pewnie nie znają innych queerowych filmów. Dużo bardziej bym rozumiał porównanie do „Pięknego kraju” czy „Zabiłem moją matkę”. Łączy nas temat i sposób opowiadania. W „Tajemnicy” masz dorosłych bohaterów, z żonami i dziećmi, lata 60 te w Stanach Zjednoczonych. Mój film w żaden sposób nie traktuje o godzeniu się czy walce ze swoją orientacją. Od początku filmu wiemy o Bartku, on o sobie wie i nie ma z tym problemu.

Chciałbym zwrócić uwagę na homoseksualne sceny miłosne w Twoim filmie. W końcu nie ma tam krzywdzącego schematu, że geje uprawiają seks tylko w toaletach czy dark roomach. Dajesz też nadzieję, że można zmienić swoje życie w każdym wieku.

Kamil Krawczycki: Miałem jeden klucz. Cały czas myślałem o widzu queerowym, a nie o widzu generalnie. Nie chciałem robić filmu, który będzie walczył z osobami nietolerancyjnymi. Jestem realistą i uważam, że te osoby nie pójdą na „Słonia”. Wolałem poświęcić energię, aby zrobić film dla nas i dla siebie. Będąc w środowisku LGBT+ wiesz, czego potrzebujemy. Film jest oczywiście uniwersalny i każdy się w nim odnajdzie.

Do pomocy przy realizacji scen intymnych zatrudniłeś koordynatorkę. Jak wyglądała Wasza współpraca? 

Kamil Krawczycki: Od początku wiedziałem, że będę potrzebował takiej osoby na planie, ponieważ chciałem zapewnić bezpieczeństwo aktorom. Katarzyna Szustow pomogła nam zrealizować intymne sceny tak, aby były bezpieczne dla aktorów, co potem przekłada się na to jak te sceny wyglądają. Aktorzy mogą skupić się na graniu i na swoich rolach, jeśli wiedzą, że na planie jest dodatkowa osoba, która o nich dba i że w każdej chwili mogą powiedzieć „nie”. Było bardzo dużo rozmów przed zdjęciami o świadomej zgodzie jak i dokładne zaplanowanie choreografii.

Pewnie dużo osób pyta Cię o długość scen intymnych. Są one pokazane realistycznie, pojawia się użycie lubrykantu i zabezpieczania w postaci prezerwatywy. 

Kamil Krawczycki: Zależało mi na tym, aby pokazać, sceny miłosne, by wyglądały dokładnie tak jak w życiu i przede wszystkim w łóżku. Trafnie wspomniałeś o stereotypowym pokazywaniu scen intymnych – gejowskich w toaletach czy dark roomach. Nasze sceny intymne mają swój cel, przebieg dramaturgiczny, są ważnym momentem zwrotu dla bohatera. Pełnią ważną rolę, nie są dodatkiem.

Jeśli chodzi, o casting to zatrudniłeś do głównej roli heteroseksualnego aktora. Czy uważasz, że do filmów queer ważna jest orientacja seksualna? 

Kamil Krawczycki: Nie myślałem o tym, że to musi być obsada nieheteronormatywna. Na castingu też nie pytałem aktorów o orientację i nie wyobrażam sobie takiej sytuacji. To nie miało znaczenia. Do roli Bartka szukałem osoby, która będzie miała w sobie wrażliwość i siłę. To właśnie zobaczyłem w Janku Hrynkiewiczu. A wiedziałem, że na pokładzie jest też wyautowany aktor Paweł Tomaszewski. Wiadomo, zależało mi, aby na planie było wielu twórców queer, ale przede wszystkim zawsze chodzi o talent aktora. Chociaż oczywiście rozumiem, dlaczego dużo dyskutuje się o tym, zwłaszcza w Stanach. Uważam, że jako twórcy filmowi, mamy możliwość dania głosu komuś, kto wcześniej go nie miał i jak najbardziej powinniśmy robić casting i research również wśród wyoutowanych osób nieheteronormatywnych czy osób transseksualnych. Jednak tak jak mówiłem, ta dyskusja ma największy sens w Stanach Zjednoczonych przez ilość aktorów i aktorek, jakie oferuje tamten rynek filmowy.

Scenariusz do filmu „Słoń” miał wiele faz i trwał kilka lat. Jak wiele zmieniłeś podczas rozwoju osobistego, jako reżyser? 

Kamil Krawczycki: Dojrzewałem do tego jak przedstawić polską wieś, bo z tym miałem największy problem. Zawsze się bałem, że to wyjdzie stereotypowo albo, że pokażę znowu smutną polską wieś, a tego absolutnie nie chciałem. Pomimo swoich przeżyć widzę to miejsce bardzo pięknie i teraz kocham tam wracać. Pracowałem nad tym, aby bohaterzy drugoplanowi nie byli jednowymiarowi. Jako reżyser na pewno stałem się dużo bardziej pewny siebie i swojej drogi. Zyskałem również dużo narzędzi do pracy z aktorami. Reżyserowania możesz się nauczyć jedynie w praktyce. To jest rzemiosło.

Chciałbym wrócić do symboli w filmie. Pojawił się słoń, jest trochę wątku ezoterycznego. Czy interesujesz się magią i ma ona dla Ciebie jakieś znaczenie?

Kamil Krawczycki: Interesuję się na tyle, co przeciętnie ludzie teraz. Zauważyłem, że w życiu codziennym często pojawia się ten temat. Pomyślałem sobie, że jeśli nadam, znak zodiaku Bartkowi to widz od razu będzie mógł dopowiedzieć sobie jego cechy charakteru.

Jaka jest Twoja ulubiona scena w filmie, a jaka najtrudniejsza podczas realizacji? 

Kamil Krawczycki: Lubię scenę z sąsiadką i jak Dawid gra na pianinie. Podoba mi się też końcowa scena, ale nie będę, o niej opowiadać, żeby nie spojlerować. Najtrudniejszy był dla mnie pierwszy dzień zdjęciowy z chłopakami. Wcześniej nagraliśmy sceny z matką i dopiero w połowie zdjęć zaczęliśmy te z Dawidem. Robiliśmy oczywiście wcześniej próby, więc czułem, że dokonałem dobrego wyboru castinowego jednak z tyłu głowy zawsze jest ta niepewność, dopóki nie zrealizujesz kilku scen. Dodatkowo był to intensywny dzień, realizowany w całości w plenerach.

Moją ulubioną sceną zdecydowanie jest gra na fortepianie z przepiękną piosenką Anny Jantar „Przetańczyć z tobą chcę całą noc”. Myślę, że dzięki Twojemu filmowi jej twórczość odżyje na nowo. 

Kamil Krawczycki: Z racji tego, że jest to kameralna produkcja miałem, całkowity wpływ na muzykę i ta piosenka też jest moją ulubioną. W jednej z pierwszych wersji scenariusza była właśnie piosenka Anny Jantar. Kiedy odświeżyłem sobie tę piosenkę i zapomniałem, o muzyce tylko zwróciłem, uwagę na tekst to zobaczyłem, że jest tam dużo dobra, które można wykorzystać w filmie, jako narzędzie dramaturgiczne. Ten tekst bardzo dużo mówi.

Wygrałeś Festiwal w Gdyni w kategorii filmu mikobudżetowego. Czy gdyby Twój budżet byłby, większy to ten film wyglądałby inaczej?

Kamil KrawczyckiNa pewno wyglądałby inaczej. Ciężko powiedzieć lepiej czy gorzej. Jednak mały budżet pozwala włączyć większą kreatywność. Mocnej się pracuje przy scenariuszu, aby wyrzucić niepotrzebne sceny. Jeśli chodzi o komfort pracy, to zdecydowanie wolałbym mieć większy budżet. Mieć możliwość nagrania większej ilości dubli i poświęcić więcej czasu nad pojedynczymi scenami. Nagrywać 3 sceny dziennie, a nie 6 czy 7.

Co byś chciał przekazać widzom za pomocą filmu „Słoń”?

Kamil Krawczycki: Chciałbym dać nadzieję, ona jest dla mnie teraz najważniejsza. Tak jak powiedziałeś przed wywiadem, fajnie, że widz może wyjść z przekonaniem, że każdy może udźwignąć swoje sprawy i postawić krok w nieznane. Każdy ma w sobie siłę i da radę. 

Film dopiero co pojawia się na dużym ekranie, jakbyś zachęcił do jego obejrzenia?

Kamil Krawczycki: Jest to pozytywny film, na którym ludzie będą się uśmiechali, ale też i wzruszali. Nie bójcie się queerowej tematyki. Jest to uniwersalna historia, w której każdy się odnajdzie.

Jesteś już po debiucie, pewnie myślisz co dalej. Jakie filmy chciałbyś robić, czy nadal pozostaniesz w tej samej tematyce queer?

Kamil Krawczycki: Tak, zawsze gdzieś będzie ta tematyka wokół mnie, ze względu na moje życie. Ciężko, abym opowiadał o czymś, czego nie znam. Wole skupić się na tych tematach, zawłaszcza, że są, one pomijane. Chciałbym jednak żeby zawsze było to tłem, a nie tematem filmu. Napisałem już drugi scenariusz i aktualnie szukam producenta. Jest to dużo większy projekt i wymaga większego budżetu.

W takim razie czekam na kolejny film. Może zagrają w nim osoby z Twoich marzeń, z kim chciałbyś współpracować?

Kamil Krawczycki: Na pewno chciałbym kiedyś zrobić film za granicą np. w Nowym Jorku. Jeśli chodzi, o amerykańskich aktorów to moim marzeniem jest współpracować z Julianne Moore lub Natalie Portman.

A czy Twoi najbliżsi widzieli już Twój debiutancki film?

Kamil Krawczycki: Sporo osób było na pokazie w Warszawie. Było to bardzo ciepłe przyjęcie, szczególnie, że mówiłem im o tym filmie przez kilka lat i nareszcie mogli go zobaczyć. Z mojej rodziny jeszcze nikt nie widział. Moja mama przyjdzie na oficjalną premierę warszawską. Jednak bardzo mi kibicowali, kiedy odbierałem nagrodę na Festiwalu Filmowym w Gdyni, oglądali transmisję na żywo. To by łmagiczny czas.   

Zdjęcia reżysera: Krystian Lipiec
Zdjęcie z planu: Artur Konopka

 

Dodaj komentarz

-->