Debiut Call Super zachwycił mnie od pierwszych dźwięków. A gdy wybrzmiały te ostatnie pojawiła się w mojej głowie jedna myśl – mam nadzieję, że niedługo zobaczę go na żywo. Fart chciał, że dwa tygodnie później krakowski Unsound ogłosił, iż Brytyjczyk przyjedzie do Polski, aby zagrać b2b z Objektem – jednym z moich ulubionych producentów ostatnich kilku lat. Wykorzystałem tę okazję, aby skontaktować się z Callem i porozmawiać o jego albumie, muzyce i planach na najbliższe miesiące.
Gdy pierwszy raz włączyłem twoją debiutancką płytę spodziewałem się muzyki bliższej twoim poprzednim EPkom. Myślałem, że czeka mnie dość ciężka, brudna techno płyta. Chociaż nie zrezygnowałeś z tego jak zazwyczaj brzmią twoje produkcje, nadal są one pokrzywione, świadomie nieidealne, jednak w warstwie muzycznej odkryłeś inne gatunki. A dodatkowo to, co wyszło spod twojej ręki wydaje się soundtrackiem do filmu, który nie powstał. Czy tworząc ten album miałeś konkretną historię, która opisywałeś muzyką, czy jest on historią samą w sobie?
Call Super: Staram się reagować na to, co się dzieje wokół mnie. Otaczają mnie fascynujące rzeczy, słucham różnej muzyki, chcę postawić się w opozycji do tego co nie podoba mi się w dzisiejszym muzycznym świecie. Chcę też pokazać poprzez swoje produkcje to, co jest dla mnie wyjątkowe. Staram się poszerzyć narrację. Chciałem włożyć swoją twórczość w kontekst muzyki elektronicznej w UK, podczas gdy ta muzyka była postrzegana jako zagrożenie; gdy brytyjski parlament zastanawiał się, jak powstrzymać rozprzestrzenianie się takiej muzyki, gdy tworzone były prawa, które miały ograniczyć dostęp ludzi do muzyki puszczanej z soundsystemów. W tamtych czasach elektronika była bardzo polityczna, ale miała też tę paranoiczną, ciemną stronę. Była mieszanką pomiędzy pozytywną taneczną muzyką, a emocjonalnym brzemieniem życia. Moim celem było umiejscowienie tej płyty w tym właśnie kontekście. W albumie jest oczywiście też wiele moich osobistych historii. Nagrywałem część utworów w Stanach, w straszliwych letnich upałach, piosenki takie jak “Raindance” chociażby, i chciałem aby te utwory były po prostu odbiciem miejsca, w którym byłem i tego, co działo się wtedy w mojej głowie. Starałem się użyć tych wszystkich rzeczy, żonglować tymi pomysłami tworząc jedno spójne dzieło.
Używasz wiele “brudu” w swoich utworach. Dlaczego wybrałeś właśnie ten ciemny, mroczny klimat nadający twoim utworom pozorów niedoskonałości? Na najbliższym Unsoundzie grasz z Objektem, który jest znany z tego, że każdy jego utwór jest idealnie dopracowaną perełką. Twoje kawałki pozostając pod względem technicznym też świetnie dopracowanymi tworami, są jednak świadomie nieidealne przynajmniej pod kątem ich brzmienia.
CS: Brzmienie, jakie wybieram dla mojej pracy w tym momencie jest zaprojektowane tak samo jak to, co robi TJ (Objekt przyp. red.). Gdy obaj tworzymy, analizujemy nawzajem swoje projekty i staramy się dopracować aranżacje tego drugiego, miksy i wszystkie detale, jakie znajdują się w naszych utworach. Wybieramy jednak różne palety dźwięków, ponieważ obaj po prostu znamy dobrze te brzmienia – tworzymy na nich od lat i czujemy się w nich pewnie. Jeśli chodzi o moje produkcje jako Call Super są to produktem ograniczonego set-upu: jeden mikser, wybrane synthy, sporo różnych bitmaszyn. Ale całe brzmienie jest oparte na małej ilości sprzętu, którego używam i na sposobie, w jaki przerabiam dźwięki, które z niego wychodzą. Gdy nagrywam utwory są ona tak samo dopracowane jak TJ’a. Przez wszystkie brzmienia, które do nich dodaje może się wydawać, że nie są tak dobrze ułożone, jednak jest to świadomy efekt moich działań.
122 komentarze