Planetarium
David Cronenberg nie jest dobrym kartografem. Korzystając z jego „Mapy gwiazd”, nie poznamy zbyt wielu sekretów hollywoodzkich gwiazdorów. Jeśli zdecydujemy się na eksplorowanie tego filmu na własną rękę, możemy natknąć się na godne uwagi elementy. Jednak trzeba odciąć się od tego, co mówią inni. Jak np. producenci tego filmu, dla których „Mapy gwiazd” są komiczną satyrą na Hollywood. Gatunkowo – może nawet i są, ale cóż z tego, skoro jej ostrze jest tępe. Cronenberg powtarza to, co już słyszeliśmy wielokrotnie, nie opatrując tych słów nowym komentarzem ani w żaden sposób ich nie weryfikując. Dla niego bogacze z Beverly Hills to niezbyt lotni ekscentrycy, którym moralność i sumienie wycięto na porodówce. Przy tym nie wylewają za kołnierz, lubią przypudrować nosek i puścić się to z chłopakiem przyjaciółki, to z reżyserem, który ma do obsadzenia ciekawą rolę. Te uproszczenia są u twórcy „Muchy” cokolwiek zastanawiające. Wynagradza je jednak świetne aktorstwo. Popisowo wypada zwłaszcza Julianne Moore, która zręcznie przechodzi od nawiedzonej paranoiczki do pełnej cynizmu i zawiści egoistki. Świetnie wyszły sceny, w których odsłania swoje pragnienia: kontaktu z drugim człowiekiem i zrekompensowania sobie zniszczonego dzieciństwa. Ale widz od początku wie, że postać, w którą ta się wciela, to jedynie mistyfikacja. W rzeczywistości jest przecież oziębłą, cyniczną i pewną siebie manipulatorką, która wie, jak modelować twarz, żeby ugrać nią najwięcej. Wie, kiedy płakać, a kiedy bezdusznie się zaśmiać. Od początku nie mamy wątpliwości, że ta gwiazda świeci światłem odbitym. Zresztą tak samo jest z filmem Cronenberga.
„Mapy gwiazd”(„Maps of the Stars”)
reż. David Cronenberg
obsada: Julianne Moore, Mia Wasikowska, John Cusack, Robert Pattinsson
USA/Kanada 2014, 111 min
Monolith Films, 7 listopada