Przejedź się na festiwalu, czyli rozczarowania 2014

Impact Festival

Tegoroczna edycja pokazała, że w Polsce wciąż jeszcze wjest problem z organizacją wydarzeń masowych. Działalność służb, które mają zapewnić bezpieczeństwo, pozostawiała wiele do życzenia. W większości przypadków ochroniarze nadgorliwością wykazywali się nie w tych momentach, w których powinni. Z niezwykłą starannością pilnowali, by na teren imprezy nie wniesiono szczotki do włosów. Trudność natomiast sprawiało im usunięcie z reżyserki niepożądanych osób, które zasłaniały widok innym.

Trudno też pominąć milczeniem fakt stosunku wielkości płyty do Golden Circle. Ten w przypadku Impact Festivalu był odwrotnie proporcjonalny. Tym samym szansa na zakup tańszego biletu uprawniającego do tego, by móc bawić się pod sceną, była dużo mniejsza. Najwyraźniej ranga zaproszonych gwiazd wymogła na organizatorach przełożenie części wydatków na uczestników imprezy. Niekoniecznie ku ich zadowoleniu.

Life Festival Oświęcim

Impreza była udana, organizatorzy, artyści i festiwalowicze zadowoleni. Chciałoby się rzec, że było idealnie. Niestety, nie tym razem. Ci, którzy mieli okazję uczestniczyć w koncercie Soundgarden, mają prawo rościć pretensje, jeśli nie do samych organizatorów, to przynajmniej do akustyków. Aż na usta ciśnie się fragment piosenki Britney Spears: „Oops, I did it again”.

Słabe nagłośnienie to bolączka koncertów na dużych obiektach. Z relacji uczestników wynika, że przez pierwszą połowę występu Chrisa Cornella i jego kolegów, wokalisty nie było słychać w ogóle. W żadnym miejscu obiektu. Biorąc pod uwagę wysokie wymagania Amerykanów, jakie podobno trzeba było spełnić, na przygotowanie porządnego nagłośnienia musiało zabraknąć środków, czasu lub energii. Szkoda, bo na występ Soundgarden w Polsce wielu czekało latami. Dobre wrażania pozostaną, ale przecież mogłyby być jeszcze lepsze.

Oczywiście wpadki mogą zdarzyć się każdemu, ale są przecież takie imprezy, którym nie da się zarzucić absolutnie niczego. Odbywają się zgodnie z planem, a ich uczestnicy wracają do domów w pełni zadowoleni, chętnie planując udział w kolejnej edycji. W czym zatem tkwi problem? Trudno powiedzieć. Może czasem warto byłoby zatem postawić na jakość, a nie rozgłos?

Koncert Justina Timberlake’a w Gdańsku

Absolutną wisienką na torcie w tym zestawieniu jest najgłośniejsze wydarzenie muzyczne tego roku, czyli występ Justina Timberlake’a na stadionie PGE Arena. Organizatorzy karmili nas kolejnymi doniesieniami na temat wymagań, które musieli spełnić. Stopniowo zdradzając ich szczegóły, próbowali jeszcze bardziej podsycić atmosferę. Miało być show. Koncert Justina miał „posprzątać”, jak określiła to jedna z dziennikarek. Tymczasem, było jedno wielkie rozczarowanie.

Na płytę oraz trybuny PGE Areny ludzie wchodzili z wypiekami na twarzy, z nadzieją, że w tym momencie spełnia się ich wielkie muzyczne marzenie. Pierwszym, co ukazywało się ich oczom, była natomiast niewielka scena. Nie trudno było w tym momencie o myśl, że trafiło się nie tam, gdzie powinno. Podobne lub większe rozmiary przybierają bowiem sceny na lokalnych imprezach lub te z cyklu „Lata z Radiem”. Jak zatem ze swoim show na tak małej przestrzeni miał się zmieścić Justin? Nie odbyło się to oczywiście bez uszczerbku na spektakularności przedsięwzięcia.

Brak ruchomych elementów sceny, okrojona setlista, zbyt małe telebimy to jednak zaledwie kropla w morzu. O największą pomstę do nieba wołało NAGŁOŚNIENIE. Już pierwsze dźwięki sprawiły, że ci, którzy przyjechali tam dla muzyki Justina, zapewne mieli ochotę jak najszybciej opuścić teren stadionu. Jedynym co można było usłyszeć było wielkie dudnienie, istna kakofonia.

Naiwnie można było liczyć, że któryś z akustyków zorientuje się w sytuacji i jakość dźwięku ulegnie poprawie. Choć nieliczni twierdzą, że były magiczne strefy, w których słychać było rewelacyjnie, trudno w to uwierzyć. Nawet jeśli rzeczywiście tak było, to przecież nie był to występ dla wybrańców.

Najwyraźniej jednak sprostanie oczekiwaniom muzyka w kwestiach cateringu, samochodów i zatrudnienia dodatkowego personelu okazały się być zbyt wielkim wyzwaniem. Na zapewnienie odpowiedniego nagłośnienia nie było już ani czasu, ani środków.

Aż dziw bierze, że agencja z takim doświadczeniem i takim prestiżem, jakim szczycą się na swoim facebookowym profilu, mogła tak zawieść oczekiwania 40 tysięcy osób. W tym przypadku jednak liczyła się ilość, a nie jakość. Ważniejsze okazało się sprzedanie jak największej ilości biletów, a nie zapewnienie odpowiedniej oprawy i niezapomnianych pozytywnych przeżyć.

Oczywiście wpadki mogą zdarzyć się każdemu, ale są przecież takie imprezy, którym nie da się zarzucić absolutnie niczego. Odbywają się zgodnie z planem, a ich uczestnicy wracają do domów w pełni zadowoleni, chętnie planując udział w kolejnej edycji. W czym zatem tkwi problem? Trudno powiedzieć. Może czasem warto byłoby zatem postawić na jakość, a nie rozgłos?

Dodaj komentarz

-->