Pogłos: Najlepszy nowy festiwal

#SoundriveFestival @ Gdańsk, 16-18.08

W idealnie poukładanym, sierpniowym rozkładzie jazdy festiwali trzecim z rzędu był trójmiejski #Soundrive, który odbywał się w niedawno otwartym klubie #B90, mieszczącym się na terenie Stoczni Gdańskiej. Oszczędne, ale zadbane postindustrialne wnętrze przywodzi na myśl najlepsze zachodnie kluby z mityczną, manchesterską Haciendą na czele. Dwie sale przedzielone czterdziestocentymetrową warstwą wygłuszającą pozwalają na swobodne zorganizowanie dwóch koncertów w tym samym czasie, a do tego genialny dźwięk. Mówimy to z całą odpowiedzialnością – nie ma w Polsce lepiej brzmiącego i wyglądającego klubu niż B90!

Sobota to, przynajmniej dla nas, ani chwili wytchnienia i czas spędzony głównie na dużej scenie. Otwierający sobotni line-up francuski Team Ghost był godnym heroldem zapowiadającym resztę wieczoru. Nawet jeśli nie specjalnie wyszukane, to przestrzenne i klimaciarskie granie nie pozostawiało wątpliwości, że lider grupy, #NicolasFromageau stawiał pierwsze kroki w #M83. Rewelacyjne nagłośnienie na pewno pomogło docenić ich gęste brzmienie. Psychodeliczni, pełni rezerwy #TOY, jawić się mogą jako klon nowego wcielenia #TheHorrors, chociaż ich hałaśliwe, długaśne kompozycje uciekają w improwizacje i krautrockowe transy. W skąpym świetle, w którym tkwili nerwowo na swych posterunkach, rozgrywali wciągające, pospieszne numery z rzadka tylko będące pełnoprawnymi piosenkami, a grająca na klawiszach #AlejandraDiez jawiła się jako zimna i pełna gracji dama o najdłuższych i najzgrabniejszych nogach na całej scenie indie.

Still Corners

My tego dnia najbardziej chyba oczekiwaliśmy występu duetu Still Corners, którego album #StrangePleasures jest jednym z naszych ulubionych wydawnictw tego roku. Trochę nowa fala, trochę dream pop, czyli trochę #BeachHouse – #StillCorners są jednak bardziej taneczni i elektroniczni niż ich amerykańscy koledzy. Melancholijne piosenki ozdobione delikatnym śpiewem Tessy Murray o totalne oczarowały publikę – nic dziwnego że to właśnie po ich występie do stoiska z merchendisingiem ustawiła się najdłuższa kolejka na festiwalu, a płócienne torby z logo zespołu wyprzedały się na pniu. Nie mieliśmy wątpliwości, kto powinien być headlinerem tego dnia, jeśli nie całego festiwalu. Tym bardziej że dwa kolejne występy, zarówno przekombinowanego Egyptian Hip-Hop jak i ciężkostrawnego #EsbenAndTheWitch nie przeskoczyły poprzeczki ustawionej przez poprzedników. O ile #EgyptianHip-Hop mógł się podobać, o tyle Esben And The Witch po raz kolejny (widzieliśmy ich na żywo dwa lata wcześniej) nas zawiedli. Ten zespół wydaje się mieć wszystkie elementy, z których można stworzyć dobrą muzykę – fajne brzmienie, frapujące kompozycje, ciekawa frontmankę. Jedna wszystko razem zwyczajnie nie zażera – jej głoś nie zawsze pasuje do utworów, które często zmierzają donikąd, np. wybuchając emocjami w miejscu, w którym przeczy ich dramaturgia.

O tym, jak doskonałe jest brzmienie w klubie B90, gdzie odbywał się festiwal niech świadczy fakt, że podczas jedynego koncertu, który odbywał się w niedzielę na głównej scenie, czyli elektronicznych Szwedów z iamamiwhoami, ktoś zapytał, czy nie lecą z playbacku. Brzmienie cięło jak żyletka. Występ #JonnyLee, określany nieco na wyrost jako performance, mimo że interesujący muzycznie, był – przynajmniej dla nas – nieco niezrozumiały w warstwie wizualnej. Estetyczne kremowe światło i białe tła, na których występowali muzycy, w pełni wystarczyłyby do wzbogacenia niepokojących zimnych dźwięków, przywodzących na myśl #TheKnife. Jednak wokalistka sięgnęła jeszcze po repertuar quazi-taneczny, który, szczerze mówiąc, sprawiał wrażenie mocno nieprzemyślanej improwizacji. Ale była to jedna z niewielu łyżek dziegciu, bo wracając z Gdańska nie mieliśmy żadnych wątpliwości – Soundrive to najlepszy nowy festiwal w naszym kraju. Nawet jeśli line-up mógł miejscami wydawać się dyskusyjny, było to prawdziwe święto #DIY, zaskakujące świeżością, profesjonalnym dźwiękiem, luzem niespotykanym na żadnej innej polskiej imprezie tego typu. Większości z was tam nie było, więc apeluję: zróbcie polskiemu niezalowi przysługę i pojedźcie tam za rok. Ale przede wszystkim zróbcie przysługę sobie i doznajcie czegoś wyjątkowego.

Tekst i foto: Rafał Rejowski

Dodaj komentarz

-->