Tu nie chodzi o nazwiska, nie chodzi o rozgłos, nie chodzi też o pieniądze. Robią to dla idei, dla przyjemności własnej i kilku osób wokół, z wewnętrznej potrzeby. Zrobiło się nieco romantycznie – ale taka właśnie jest kultura zinowa. 24 stycznia podczas zinefestu Drukuj! Będzie można przekonać się jak wygląda polska scena zinowa.
Zinowa historia zaczyna się w latach 80., choć niewykluczone, że tworzące trzeci obieg informacji pierwsze punkowe i anarchistyczne publikacje pojawiły się jeszcze wcześniej. – Jedne z prekursorskich broszur były wydawane przez Międzymiastówkę Anarchistyczną. Można było w nich przeczytać teksty o charakterze politycznym, ale również utwory literackie – opowiadają twórcy Infoszopu, czyli znajdującej się przy Aktywnym Domu Alternatywnym (albo po prostu: Adzie) miejscówki będącej czymś na wzór zinowej biblioteki. Szczególny rozkwit zinowej kultury przypadł na lata 90., kiedy to niemal co tydzień odbywały się tzw. giełdy czadowe, na których twórcy mogli oglądać i wymieniać się swoimi gazetkami. Za najbardziej kultowy warszawski zin z dawnych czasów uchodzi punkowe „QQRYQ”, założone przez zasłużonego dla sceny Piotra „Pietię” Wierzbickiego.
Era giełd czadowych jednak przeminęła i od dłuższego czasu brakowało wydarzeń, które skupiałyby twórców zinów w jednym miejscu. Nie jest tak, że nic się nie działo – warto w tym miejscu wspomnieć choćby o czterodniowym festiwalu o wdzięcznej nazwie Psia Mać, który odbył się w 2012 roku – ale regularności nie było w tym za grosz. Teraz coś się ruszyło. 13 grudnia odbył się w Lublinie Samizdat Festiwal, a 24 stycznia w Warszawie, w galerii V9 na Hożej 9 odbędzie się druga edycja zinefestu Drukuj!
Odpowiedzialne za tę imprezę są trzy osoby: Paulina Oknińska, Monika Proniewska i Karol Czerniakiewicz. Pierwsza z nich studiuję grafikę na ASP i zajmuje się głównie ilustracją i plakatem, druga z kolei ASP już skończyła, by teraz projektować ziny, plakaty, robić ilustracje i grafiki. Karol gra w zespole Wild Books i organizuje koncerty. Cała trójka nie tylko organizuje imprezę, ale wydaje własne ziny. – Uznaliśmy, że chcemy pokazać nasze prace, a do tego poznać inne zajmujące się tym osoby – tłumaczy Paulina. Monika dodaje: – Dużo osób wokół nas uprawia self-publishing, stąd myśl, że warto byłoby pokazać szerszej publiczności rzeczy trudno dostępne poza internetem.
Przygotowania do Drukuj! trwały kilka miesięcy, ale pomysłodawcom nie żal poświęconego czasu. – Baliśmy się, że nikt nie będzie chciał się wystawić, że nikt nie przyjdzie oglądać, tymczasem spotkało nas miłe zaskoczenie. To była bardzo fajna niedziela, wyszło super – wspomina Karol. Przez praską klubokawiarnię Chmury, gdzie odbywała się impreza przewinęło się około dwustu osób. – Ludzie bez przerwy kursowali od stoiska do stoiska i oglądali ziny – twierdzi Paulina i zauważa, że wystawców też nie pojawiło się wcale mało, bo niemal trzydziestu. Większość z nich była z Warszawy, ale zdarzały się osoby także z Wrocławia czy Poznania. Ponadto na stoisku Drukuj! można było obejrzeć publikacje z innych miast, których autorzy nie mogli się akurat stawić osobiście.
Przekrój prac był całkiem spory – od klasycznych ksero-zinów przez fotobooki do regularnych książek. Nasuwa się zatem pytanie – czym właściwie ten zin jest? – Ilu ludzi, tyle poglądów – twierdzi Karol. – Dla jednych będzie to zeszyt z mocno artystycznymi rzeczami zrobiony analogową techniką, dla innych raczej zaangażowana politycznie gazetka wydrukowana na ksero – wyjaśnia. Dziewczyny dodają do tego, że zinem jest każda oddolna, zajawkowa publikacja wydana własnym sumptem, zazwyczaj w niewielkim, kolekcjonerskim nakładzie. Najczęściej spotykaną formą zina jest klasyczne ksero – najtańsze, najłatwiejsze i najszybsze, nawiązujące przy tym do punkowych korzeni tej kultury. – Dość powszechne teraz są też choćby sitodruk czy druk risograficzny – zauważa Paulina.
Odpowiadając na pytanie, jakie były najciekawiej wydane ziny na Drukuj!, cała trójka przyjęła ujmująco koleżeńską postawę: Karol wskazał na zina Pauliny i Moniki, Monika z Pauliną – na zina Karola. Żeby nie było – raz, że były one rzeczywiście bardzo oryginalne, dwa – powiedzieli to z przymrużeniem oka, komplementując także publikacje m.in. Patryka Daszkiewicza.
W ich opinii, pochodzący z Poznania Patryk jest zresztą jedną z kilku osób na zinowej scenie, na które warto szczególnie zwrócić uwagę. – Na Drukuj! przesłał przepiękną „Spirytuologię” z czarnobiałymi obrazami, które łączą się ze sobą na zasadzie często niespodziewanych skojarzeń. Zin ten był wydrukowany na bardzo cienkim papierze, który był jednak tak aksamitny i przyjemny w dotyku, że wiele osób dopytywało nas, co to za rodzaj – opowiada Paulina. Jak wyjaśnia Patryk, który dopiero od niedawna zaczął materializować swoje pomysły, choć duchem D.I.Y. nasiąkł we wczesnych latach 90: – Ja w ogóle lubię papier. Lubię też, gdy twórca zina świadomie wybiera materiał, kiedy bawi się formą i sposobem powielania, a do tego ma spójny pomysł na to, co chce właściwie w nim zawrzeć – przekonuje. Poza nim, warszawskie trio poleca także takie ziny, jak będący przeglądem młodego komiksu i rysunku „Mydło”, zawsze zaskakujące zawartością „Skin Yard”, „Idealny Moment”, „Zgorzel”, komiksowe ziny Maćka Miśkiewicza czy publikacje założonej przez Michała Chojeckiego oficyny Peryferia, która wydaje unikatowe, drukowane na sitodruku i ręcznie szyte książki.
Ponadto trzeba nadmienić, że istnieje wiele fajnych zinów, które nawet nie mają nazwy. – Ziny to dość efemeryczna sprawa – dziś wychodzą, jutro już znikają. Nie zapadają jakoś mega w pamięć między innymi przez brak cykliczności, ale ta ulotność też jest na swój sposób wyjątkowa – objaśnia Karol, którego zin akurat ma i nazwę, i wychodzi regularnie, bo raz w miesiącu. Mowa o „Halo”, czyli alternatywnym, zaangażowanym miejskim informatorze ukazującym się w nakładzie nieprzekraczającym 50 sztuk. Wspólnie z trzema koleżankami – dwiema Annami i Katarzyną – Karol zbiera w jednym miejscu wydarzenia kulturalne, na których wspólnie się pojawiają. – Nie da się ukryć, że Halo – jak zresztą większość zinów – jest mocno środowiskowa, dlatego nie piszemy na przykłady o koncercie Lany del Rey, a o takich, które interesują nas i naszych znajomych, czyli o vegan brunchach, wykładach czy koncertach DIY – precyzuje. Paulina z Moniką z kolei współtworzą z Anią Płonką, Andżeliką Kaczorowską i Miłoszem Cirockim zina „Rwa”, który doczekał się już trzech numerów. Każdy z nich skupia się na innym przewodnim temacie – ostatni z nich krążył wokół Guilty Pleasure, stąd też nakład wynoszący – a jakże – 69 egzemplarzy. Monika do tego wraz z koleżanką Martą Szewczyk robi zeszyty artbookowe, z których jeden – „Niezidentyfikowane Fragmenty Marmuru” – został opublikowany przez Fundację ONE w ramach konkursu Rzeźbimy Książki.
Pomysłodawcy Drukuj! szacują, że stołeczna scena liczy około stu osób. – Ale może być też tak, że nigdy nie dowiemy się o niektórych osobach, które robią ziny, a które nie słyszały o naszym zinfeście – nadmienia Karol. Niewielkie grono zajawkowiczów nie przeszkadza jednak w tym, by zawartość zinów była bardzo zróżnicowana. Można się spotkać z zinami od politycznie zaangażowanych i feministyczno-anarchistycznych przez literackie i osobiste po typowo artystyczne czy muzyczne. – Ale jakbyś chciał zrobić zina o robieniu kawy, to spoko. Ja na przykład znam bardzo fajną broszurę o naprawach rowerów „A Rough Guide to Bicycle Maintenance” – mówi współtwórca „Halo”. –Antonina Gugała zrobiła natomiast „Królestwo Zwierząt”, w którym zawarła fotografie zwierząt w mieście. Trudno więc mówić o jakichś ograniczeniach – uzupełnia Monika.
O tym, jak różnorodne są ziny, będziemy mogli się przekonać na kolejnych, jeszcze bogatszych edycjach Drukuj!, które – zgodnie z zamierzeniami organizatorów – mają się odbywać co kwartał. Najbliższa odsłona czeka nas już 24 stycznia w V9, dzień wcześniej odbędą się zamknięte warsztaty zinowo-sitodrukowe, natomiast niecierpliwi mogą wpadać w każdej chwili do skłotu Syrena lub wspomnianego na wstępie Infoszopu. – Wcześniej były w Warszawie takie miejsca jak Czarna Emilka czy Pracownia, natomiast od kilku lat brakowało miejsca, gdzie można było zbierać ziny oraz książki i wymieniać się nimi. Nasz punkt otworzyliśmy w maju podczas międzynarodowej imprezy Activist Days Off i od tego czasu zebraliśmy już około 1500 egzemplarzy – wydawanych od początku lat 90. do czasów współczesnych. Kolekcja jest podzielona według tematów – weganizm/ekologia, feminizm, anarchizm, queer czy aktywizm, sztuka, lifestyle i muzyka – tłumaczy kolektyw odpowiedzialny za tę miejscówkę. Cóż, pozostaje tylko życzyć, aby zasobność biblioteczki wkrótce zbliżyła się do nakładu pojedynczego wydania papierowego „Aktivista”.
tekst: Jacek Baliński