Jeśli nie możecie doczekać się premiery netflixowego „Wiedźmina”, to wydawnictwo Egmont może mieć coś specjalnie dla Was. Mowa o 4. tomie z serii komiksów opowiadających o przygodach srebrnowłosego łowcy strzyg, wilkołaków i innych uroczych stworzeń.
Co było gdyby Gerald dostał zlecenie na…samego siebie? Taką właśnie zwariowaną historię osadzoną w świecie znanym z serii gier wideo wydanych przez CD Projekt RED. zaserwowały nam Aleksandra Motyka oraz Marianna Strychowska. Wiedźmin zostaje poproszony o wyjaśnienie pewnej tajemnicy, w skutek czego trafia na dwór narwanego władcy i próbuje okiełznać sieć pałacowych intryg, zdrad i knowań. Osoby, które grały w dodatek do „Wiedźmina III” „ Serce z Kamienia” powinny spokojnie skojarzyć niektóre fakty…
Zarówno rysunkowo, jak i fabularnie tytuł zaproponowany przez dwie polskie twórczynie prezentuje się, niestety, dość przeciętnie. To raczej komiks przeznaczony dla zagorzałych fanów Wiedźmina, niż dla randomowych czytelników. Motyka i Strychowska wprowadziły do znanego nam uniwersum klimat z bliskowschodnich baśni i mitologii, co wyszło dość nieporadnie i nieprzekonująco. Do tego pozbawiona polotu, miałka fabuła nie jest w stanie w żaden sposób nas zaciekawić. Zabrakło dynamizmu, intrygujących zwrotów akcji oraz ciekawych, wyrazistych postaci. Rysunki też nie powalają na kolana. Od, poprawna robota kogoś, kto nie wysilił się ponad miarę.
„Wiedźmin. Córka płomienia” to zdecydowanie najgorsza z dotychczas wydanych części przedstawiających „nowe przygody Geralda”. Szkoda, bo był w tej całej historii fajny potencjał, który został najzwyczajniej w świecie zmarnowany. Liczę na to, że w przyszłości będzie dużo lepiej.
Tekst: Archer