Vladislav Delay / Sly Dunbar / Robbie Shakespeare „500-Push-Up” – recenzja

Vladislav Delay 500PushUp recenzja
Vladislav Delay 500PushUp recenzja

Dub to nie gatunek. To metoda pracy z dźwiękiem, sposób traktowania studia nagraniowego jako instrumentu muzycznego, nieustanna dekonstrukcja i rekonstrukcja. Dub to przestrzeń, w którą wejść można jedynie, wsadzając głowę w porządnych rozmiarów głośnik.

Kiedy leci z niego akurat płyta „500-Push-Up”, za każdym razem ląduję w swego rodzaju komorze deprywacyjnej. Mój mózg łapie się ścinków zasłyszanych melodii, dialogów i pogłosów, co rusz wytwarzając kolejne halucynacyjne wizje – mistyczne, karaibskie rytuały, chłodne, zachodnie analizy i cyberpunkowe rubieże cywilizacji, na których nomadzi handlują z robotami. Moim ciałem natomiast przez cały ten czas wstrząsają kolejne podmuchy basu i uderzenia bębnów. Za budowę tej kabiny odpowiada jedna z najlepszych sekcji rytmicznych w historii muzyki rozrywkowej czyli – znani ze współpracy z Bobem Marleyem, Joe Cockerem czy Sinead O’Connor jamajczycy – Sly Dunbar i Robbie Shakespeare, a także fiński elektroniczny eksperymentalista Sasu Ripatti kojarzony lepiej pod aliasem Vladislav Delay. Połączyły ich dub i seria zbiegów okoliczności, która zawiodła w końcu Skandynawa na Jamajkę. Wrócił stamtąd z godzinami nagrań, na bazie których zbudował tę równie chwiejną, jak stabilną, odrealnioną, acz wręcz namacalną konstrukcję. Album, w którym łatwo się zgubić, jednak błądzenie po jego meandrach jest w dziwny sposób… uwalniające – skupione, kontemplacyjne i oczyszczające; jest medytacją.

-->