Tego już nie odzobaczysz #4

Nowy teatr

Niewzruszone, towarzyscy nieuczestnicy, konwencjonalni bibliofile, odkrywcy, dzieciosterowne. To tylko niektóre typy widzów odkryte w warszawskich badaniach uczestnictwa w kulturze przeprowadzonych w 2017 r. Różne są powody i mechanizmy, które decydują o tym, że chodzimy lub nie chodzimy do teatru. Ale kiedy już tam pójdziemy spotkać nas może to, co dla wielu jest gorsze niż najgorsza infekcja – interakcja. Teatr uczestnictwa. „Trzeba widzom dać coś do roboty, inaczej łatwo przechodzą na tryb „siedzę przed telewizorem” – mówi reżyser brytyjskiej grupy Punchdrunk, Felix Barrett. Jego teatr immersyjny oszałamia widzów alternatywnymi światami stworzonymi specjalnie dla nich. Widz staje się bohaterem wirtualnej gry. W miejscu często nieteatralnym np. opuszczonej fabryce czy dworcu musi wykonać zadania, jest zaskakiwany, błądzi. Wychodzi w poczuciu, że uratował świat. To doświadczenie – mimo złożoności formy i tematyki, która często dotyczy problemów społecznych – bliższe jest zabawie w escape roomie. Niezwykłe przeżycie, nie tylko zniesienie czwartej ściany, lecz wręcz wysadzenie w powietrze całej konstrukcji zwanej teatrem.

Obezwładniająca jest nieruchomość. Ukrzesłowienie na widowni. Wtedy kończy się zabawa, zaczyna wyzwanie. Bywa, że czujemy się złapani w pułapkę. Wypuszczenie widza, pozwolenie mu na poruszanie się, łagodzi tę sytuację opresji. Pamiętacie „Prolog” Wojtka Ziemilskiego? Widzowie odpowiadali na pytania głosu słyszanego w słuchawkach robiąc krok do przodu lub do tyłu. Ot, zwyczajne, proste, neutralne, podstępne, intymne, zawstydzające. Takie były te pytania. Czy przyszliśmy kiedyś do teatru pijani, patrzyliśmy w trakcie przedstawienia na zegarek, pisaliśmy SMS-y, czy płakaliśmy w teatrze, nie zauważyliśmy końca, czy śmierdział nam widz obok, czy podnieciła nagość na scenie? Na szczęście nie trzeba było mówić. Reżyser pozwolił schować się w choreografii kroków. A „Come together” w 2017 r., 5 lat później w STUDIO teatrgaleria? Spektakl poświęcony refleksji nad uczestnictwem właśnie. Widzowie na początku zostali ostrzeżeni przez inspicjentkę, że nie mogą wchodzić na scenę. Potem zapalał się neon, który przypominał o tym zakazie. Następnie weszli performerzy, którzy prośbą i groźbą nachalnie i błagalnie namawiali widzów do wejścia na scenę właśnie. A w programie do tego spektaklu twórcy odpowiadali na pytanie „Czy lubisz teatr interaktywny?” Wszyscy przecząco. Spadła kolejna zasłona. Nie wystarczy być aktorem, żeby to lubić. Kto więc to lubi i po to to jest, skoro prawie nikt tego nie lubi? W latach 60. awangardowa amerykańska grupa The Living Theatre zapoczątkowała ideę współuczestnictwa widza w spektaklu. Celem było przekształcenie społeczeństwa z rywalizującej, hierarchicznej struktury we współpracującą grupę. Współcześni twórcy też dążą do wspólnoty. Drogą jest odwaga. Nie bój się, widzu.

-->