Sicario – reż. Denis Villeneuve

S_D045_11529.NEF

Warning: Invalid argument supplied for foreach() in /home/valkea/domains/aktivist.pl/public_html/wp-content/themes/aktivist/inc/single-rating.php on line 30

Kino mocnych żołądków

Przyznam szczerze, że dawno nie czekałem na żaden film tak bardzo jak na nowy obraz Denisa Villeneuve’a. Niespełna 50-letni Kanadyjczyk jest jednym z nielicznych twórców kina autorskiego działającego w głównym nurcie, a takie połączenie zawsze wydawało mi się wyjątkowo atrakcyjne. Począwszy od „Pogorzeliska” po produkcje zrealizowane za oceanem – nie zwykł on się mylić, niemal za każdym razem trafiał w sam środek tarczy. Tym razem też trafia, tyle że jakby strzelał ślepakami. Nic na to nie wskazuje, bo „Sicario” zaczyna się obiecująco. Otwierająca film scena, która przedstawia obławę agentów FBI na kryjówkę handlarzy narkotyków gdzieś w Arizonie, jest znakomita. Obraz, który się z niej wyłania, a będący dla Villeneuve’a punktem zaczepienia, zostaje w głowach jeszcze na długo.

Zarówno gdy przeniesiemy się zaraz na drugą stronę granicy do meksykańskiego Juarez, jak i gdy po projekcji wyjdziemy z kina. W to pierwsze miejsce zabierze nas agentka Kate Mercer (w tej roli Emily Blunt), daleka kuzynka Clarice Starling z „Milczenia owiec”. Twardzielka co się zowie, której dane będzie poznać zasady funkcjonowania narkotykowych karteli. A jakichkolwiek oczywiście zasad brak, o czym przy każdej możliwej okazji przypomną jej Benicio Del Toro i Josh Brolin. Obsada robi tu naprawdę spore wrażenie. Narracja „Sicario” toczy się dość ślamazarnie, kojarząc się trochę z chorobą, która powoli opanowuje kolejne części ciała. Stopniowo akcja zaczyna schodzić na drugi plan, ważniejszy okazuje się bowiem fatalistyczny, posępny nastrój. Kanadyjski reżyser trzyma widzów w mocnym uścisku, nie mogąc się jednak zdecydować, czy bliżej mu do „Miami Vice”, czy może „Heli” Amata Escalante. W kolejnych scenach-perełkach (a jest ich tu kilka) daje obietnice, których na dłuższą metę nie potrafi spełnić. To tłumaczy pobłażliwe śmiechy sporej części publiczności, które zwieńczyły canneńską projekcję, podczas której „Sicario” miało swoją międzynarodową premierę. Choć gdy przypominam sobie wspomniany wcześniej prolog, do śmiechu mi nie jest. Bo do filmu Villeneuve’a nie wystarczą mocne nerwy, trzeba mieć też mocny żołądek.

„Sicario”
reż. Denis Villeneuve
obsada: Emily Blunt, Josh Brolin, Benicio del Toro
USA 2015, 121 min
Monolith Films, 25 września

Zobacz także:

Co nas nie zabije – David Lagercrantz

Jeśli piekło wybrukowane jest dobrymi chęciami, to czyściec bez wątpienia kontynuacjami powieści. „Co nas nie zabije” Davida Lagercrantza jest zapowiadaną szumnie niczym ślub Kim Kardashian kontynuacją trylogii „Millennium”. Czytaj więcej>>

Młodość – reż. Paolo Sorrentino

Sztuka i komercja, metafizyka i proza życia, banał i mądrość – Paolo Sorrentino w swoim nowym filmie ponownie zestawia ze sobą przeciwstawne światy, dowodząc, jak cienka dzieli je granica. Czytaj więcej>>

Rysy – Traveler

Po zaostrzającej apetyt wakacyjnej EP-ce „Ego” oraz świetnym koncercie na festiwalu Tauron Nowa Muzyka wreszcie ukazał się debiutancki longplay chyba najgorętszego obecnie duetu polskiej elektroniki. Czytaj więcej>>

Dodaj komentarz

-->