Pan Wisła. Dzień z Przemkiem Paskiem

#PrzemekPasek omija modne kawiarnie i knajpki. Dni spędza najczęściej nad Wisłą – oprowadza, opowiada, walczy z systemem i każdym, kto Wiśle chce zaszkodzić. Spędziliśmy z nim słoneczną grudniową niedzielę, przedzierając się przez krzaki, płoty i przybrzeżne ścieżki.

Wyruszamy o 11.30. #Pogoda nas rozpieszcza – świeci słońce, a cienka warstwa śniegu przykrywa smutny i szary o tej porze roku krajobraz. Pierwszym wyzwaniem okazuje się wejście po stromym zboczu na #CypelCzerniakowski. Kalosze to nie był dobry wybór.. Tracę przyczepność, ale w końcu udaje się wspiąć. Idziemy wzdłuż odnowionego portu, mijając grupkę lokalnych żuli. Pod nogami poniewierają się puste butelki po wiśniówce i cytrynówce. Prowadzący naszą wycieczkę #Przemek opowiada o mieszkańcach zacumowanych tu barek: jedną zamieszkuje profesor Uniwersytetu Warszawskiego z rodziną, obok mieszkają artyści, inna z kolei stoi pusta. – Kupiła ją para architektów, ale nie umieją tu wygodnie funkcjonować – tłumaczy. Jest jeszcze jedna łódź i – jeśli wierzyć podejrzeniom Przemka – mieści się w niej tajne biuro CBŚ. Faktycznie coś w tym musi być, bo widnieje na niej tabliczka firmy ochroniarskiej, małe okienka zasłaniają żaluzje i wygląda podejrzanie.

Na samą myśl o spacerze przy temperaturze poniżej zera wielu osobom robi się zimno. Jeśli dodamy do tego fakt, iż jest niedzielny poranek, a człowiek budzi się, mając wciąż w uszach szum sobotniej imprezy, to opuszczenie ciepłego mieszkania graniczy z cudem. Są jednak tacy, którzy dają radę. To dla nich co tydzień Przemek Pasek organizuje zimowe spacery. Kilka dni temu podczas gali #NocneMarki odbierał nagrodę #MistrzRoku. Trochę samotnik, trochę gawędziarz, trochę odkrywca. Jest „specem od Wisły”, choć sam przyznaje, że nie poznał jeszcze wszystkich jej sekretów. Od 2005 r. pod szyldem Fundacji #JaWisła organizuje m.in. cykle spacerów „Chodź nad Wisłę” i otwiera warszawiakom oczy, opowiadając historie, legendy i ploteczki z życia nadwiślańskich bobrów.

Kanapki na kopcu

Mijamy „Grubą Kaśkę”, czyli budynek studni miejskiej stojący w korycie Wisły. Z daleka wygląda jak siedziba tajnych agentów rodem z filmów o Bondzie. Wrażenie potęguje wydzielony drutem kolczastym obszar przybrzeżny i tabliczka, która wisi na siatce: „Teren ochrony bezpośredniej użycia wody powierzchniowej. Osobom nieupoważnionym wstęp wzbroniony”. Tutaj zawracamy i idziemy dalej w kierunku Kopca Czerniakowskiego, po drodze ignorujemy dwa przejścia z napisem „wstęp wzbroniony” i przeciskamy się przez niedomkniętą bramę. Cały czas towarzyszą nam dwa czworonogi Przemka: #Julek i #Jurand. O tym, że ciągle jesteśmy w Warszawie, przypomina dopiero widok ze szczytu Kopca na panoramę miasta. Jarają się młodzi, jarają się starsi. Każdy wyciąga prowiant z plecaka. Są wafelki, herbata w termosie i kanapki zrobione na drogę. Chwilę później kierujemy się do Osady Siekierki. Przemierzamy długi odcinek trasy wzdłuż brzegu Wisły, w końcu przechodzimy przez wysoką tamę.

O godz. 15 rozpalamy #ognisko. Kto pamiętał o kiełbaskach, ma survivalowy obiad, pozostali grzeją nad ogniem stopy. Słońce zachodzi. Ostatni etap to ulica Nadrzeczna. Tutaj czas zatrzymał się kilkadziesiąt lat temu. Na podwórkach ledwo stoją drewniany chaty, w których wciąż mieszkają całe rodziny. Proponowane przez Przemka trasy wymagają więcej wysiłku niż typowy spacer z pieskiem. Liczą 10-15 km, jednak zawsze możne je skrócić, dołączyć albo odłączyć się nawet w połowie. Towarzystwo na spacerach jest zróżnicowane: rodziny z dziećmi, emeryci, hipsterzy i głodni przygód 15-latkowie. Każdej niedzieli pojawia się około 25 osób. Wycieczka, podczas której towarzyszymy Paskowi, ma jednak bardziej kameralny charakter.

wiselak

#Zbiórka wyznaczona jest przy barce #Herbatnik w Porcie Czerniakowskim. To od niej wszystko się zaczęło. Przemek zauważył ją podczas jednej z wycieczek nad Wisłę w 2002 r. – Odwiedzałem to miejsce regularnie przez rok, aż w końcu, nie mogąc się pogodzić z jej losem, postanowiłem ją odkupić od Warszawskiego Towarzystwa Wioślarskiego za symboliczną złotówkę – opowiada. Z czasem #barka stała się miejscem licznych działań artystycznych, pokazów filmowych i koncertów. Ludzie zaczęli interesować się tym, co dzieje się w Porcie Czerniakowskim i nad Wisłą w ogóle. Patrząc na historię Herbatnika z dzisiejszej perspektywy, można stwierdzić, że to ojciec chrzestny wszystkich nadwiślańskich imprezowni. Obecnie #Herbatnik jest okupowany przez Andrzeja „Motyla”. – Pewnego dnia przyszedłem na barkę i zobaczyłem na niej rozbity namiot. Zabunkrował się w nim bezdomny, który okazał się moim kolegą z liceum. To teraz jego dom – tłumaczy Przemek. – Nie mam nic przeciwko temu, aby tam mieszkał. Ale zimą będzie mu ciężko… – dodaje.

Więcej znajdziecie w magazynie tu!

Dodaj komentarz

-->