Strachy na lachy
Ekswokalista frapującego, artpopowego kwartetu Japan przeszedł długą artystyczną drogę. Od czasów rozstania z macierzystą formacją w 1982 r. Sylvian poruszał się w obrębie wielu estetyk, kontemplując jazzowe harmonie, flirtując z muzyką świata, kooperując z innymi twórcami (w tym gitarzystą Can Holgerem Czukayem) czy konfrontując emocje z szalonym Robertem Frippem. Od piosenek coraz częściej uciekał w świat improwizacji i taki charakter też ma jego najnowsze dzieło. Ten ponad 60-minutowy kawał nawiedzonej, niepokojącej muzyki (płyta zawiera jeden utwór) powstał we współpracy m.in. z jednym z największych magików eksperymentalnej elektroniki Christianem Fenneszem oraz malarzem dźwiękowych pejzaży Stephanem Mathieu. „There Is…” jest przede wszystkim ilustracją dźwiękową do wierszy amerykańskiego poety Franza Wrighta z jego zbioru „Kindertotenwald”. Wright, któremu udało się pokonać raka, opowiada o kruchości życia, ale też o wyzwoleniu z okowów śmierci – jego czytane zmęczonym głosem poematy co kilka minut wyciszają przychodzące i odchodzące jak odpływ dźwięki pianina, uderzenia w struny, perkusjonalia. Jednak ta muzyka, brzmiąca jak staroświecki soundtrack do filmu o nawiedzonej posiadłości, przy takiej długości zaczyna męczyć, wyczerpuje emocjonalnie słuchacza. Może to audiobook z pieczołowitą oprawą muzyczną? Pozycja dla specyficznego odbiorcy, którym siebie nazwać nie mogę.
David Sylvian
„There Is the Light That Enters Houses with No Other House in Sight”
Samadhisound
1 komentarz