Lil Uzi Vert „Eternal Atake” – recenzja

Lil Uzi Vert recenzja
Lil Uzi Vert recenzja

„Eternal Atake” wydawało się martwym projektem. W ciągu ostatnich trzech lat LUV podkreślał, że jego wytwórnia powstrzymuje wydanie płyty, i fani bali się, że Vert ostatecznie odłoży projekt do szuflady na zawsze.

Lil Uzi Vert „Eternal Atake”

Z drugiej strony wielbiciele Uziego martwili się, że oczekiwanie na premierę jedynie zwiększy ich apetyt i gdy płyta ostatecznie trafi na półki, jedyne, co ich czeka, to zawód. Na szczęście obawy były bezpodstawne. „Eternal Atake” się ukazało. Na pierwszy rzut oka płyta udaje koncept album, który miałby się opierać na bliskich spotkaniach trzeciego stopnia. Jednak już po pierwszym odsłuchu łatwo się przekonać, że jest to tylko sztuczka mająca na celu przykucie uwagi. Lil Uzi Vert nie próbuje poruszać nowych tematów. Nadal rapuje głównie o hajsie, o rzeczach kupionych dzięki temu, że ma hajs, kobietach, które lecą na hajs i odchodzą, gdy większy hajs pojawia się na horyzoncie. LUV zawsze lubił opowiadać o swoim złamanym sercu, mieszając linijki sugerujące, że jest niepoprawnym romantykiem, z tekstami, w których deklaruje, że jest tak dobry w łóżku, że kobiety tracą zdolność mówienia. Uzi pozostaje tym samym raperem, którego pokochaliśmy.

Jest zabawny, wyjątkowy, ale zarazem ograniczony w swoich treściach. Nie zmienia to faktu, że jest w najlepszej formie w swojej karierze. Zarówno pod względem nawijania, jak i doboru bitów, w których nie boi się bawić transem, popem, rockiem i hardkorowym rapem. Co najdziwniejsze, po odsłuchu płyty Uziego możemy bez żenady stwierdzić, że odsłuchaliśmy kawał solidnej rapowej płyty. Oczywiście jest ona dziwna i dla starych headsów może być niezrozumiała. Może brakuje urozmaicenia w tekstach i flow, ale ostatecznie Lil Uzi dał fanom to, czego oczekiwali – najlepszy album w swojej karierze.

-->