Książka: „Nadzieja dla umarłych”

Wydawnicze śledztwo

Strony, którym po zagięciu łamią się rogi. Miękka okładka, którą można zwinąć w rulon, i małe, niezbyt urodziwe literki. Większość kryminałów przypomina harlequiny z dreszczykiem. Tanie wydanie, żółte kartki. Inwestowanie w książki, które połyka się w jeden wieczór, z założenia się nie opłaca. Poznańskie wydawnictwo Mundin słynące z ekskluzywnych produkcji postanowiło złamać ten stereotyp. Kryminał-dzieło sztuki? Patrzę podejrzliwie, ale może i słusznie. W końcu to literatura śledcza. „Nadzieja dla umarłych” Charlesa Willeforda z ilustracjami Mikołaja Moskala przykuwa wzrok: złote litery, purpurowa twarda okładka i gruby papier. W środku, oprócz pomarańczowych, symbolicznych rysunków, intrygujący plakat. Moje oczekiwania rosną. Podskórnie czuję, że informacje na plakacie będą mi potrzebne do rozwiązania zagadki policjanta z Miami. Po kilku stronach lektury tracę jednak rozeznanie.

Dostaję książkę prościutką. Zbudowaną z samych dialogów. Z zagadkami rozwiązującymi się w ciągu jednego dnia i z przewidywalnym bohaterem. Sposób podania jest jednak na tyle atrakcyjny, że czytam dalej. Trudno zrozumieć, dlaczego akurat ta książka – napisana w latach 70. przez amerykańskiego pisarza – dostała w nagrodę takie piękne wydanie z ilustracjami. Przygody znanego z kultowego „Miami Blues” Hoke’a Moseleya są raczej banalne, a do tego autor nie może się zdecydować, czy ważniejsze są dla niego wątki kryminalne czy obyczajowe. Zamiast więc krwi i łamigłówek, częściej mamy tu dość niepoprawne politycznie uwagi dotyczące ciemnoskórych i latynoskich mieszkańców Miami, przeplatane sercowymi i lokalowymi kłopotami policjanta. Kłopotami, które w dzisiejszych czasach bardziej bawią czy dziwią niż frapują. Lektura raczej „retro” niż „z dreszczykiem”. I z taką świadomością trzeba ją czytać. Skandynawki rynek mocno wywindował nasze kryminalne oczekiwania. Czytając „Nadzieję dla umarłych”, zdecydowanie trzeba spuścić z tonu. Rozkoszować się liternictwem, grubością papieru, twardością okładki i faktem trzymania w rękach takiego samego plakatu, jaki główna bohaterka ma na ścianie. Trochę sztuka dla sztuki. I trop w śledztwie „dokąd zmierzasz polski rynku wydawniczy?”.

“Nadzieja dla umarłych”
Charles Willeford
Mundin

Dodaj komentarz

-->