Epicka opowieść o wampirach i pierwotnym źle, której atutami są silne osadzenie w realiach lat 60. XX wieku, spiskowa teoria dziejów oraz dyskusja z tradycją i recepcją wampiryzmu. Skinner Sweet jest pierwszym wampirem nowego gatunku, amerykańskiego. Oczywiście jest silniejszy i szybszy od kontynentalnych braci, nie działa na niego słońce. Jest też wyrzutkiem i egoistycznym draniem. To klasyczny antybohater, którego czytelnik polubi od razu, bo wampirowi trudno odmówić uroku. W pierwszym, sześciotomowym cyklu Snyder opowiedział jego perypetie od końca XIX wieku, wysyłając wampira do powstającego Hollywood czy na wojnę amerykańsko-japońską.
Drugi cykl przynosi zmianę formuły (na razie wyszły dwa tomy), którą charakteryzuje nie tylko rozmach fabularny, ale przede wszystkim próba trawestacji roli wampira w kulturze. Na pustyni, głęboko pod ziemią bestia tworzy armię. Celem nie jest oficjalne podpijanie ludzkiej krwi. Pierwotne zło chce zaprowadzić chaos. Jego emisariuszem jest tajemniczy Szary Kupiec, którego ukąszenie przemienia nawet wampiry. Snyder z rozmachem zaplanował fabułę. Wielowątkowa historia poprowadzona jest na kilku planach czasoprzestrzennych. Pomysł jest prosty: zbierz ekipę, która w obliczu większego zagrożenia zawrze sojusz, by wspólnie pokonać przeciwnika. Scenarzysta świetnie jednak osadza standardową akcję w realiach historycznych, a wampiry okazują się stać niemalże za każdym ważniejszym wydarzeniem w dziejach ludzkości.
Snyder bardzo ciekawie eksploruje też motyw wampiryczny w kulturze. Jego koncepcja wydaje się odrzucać modną ostatnio manierę interpretacji wampiryzmu jako wyobcowania, także intelektualnego i emocjonalnego, na rzecz powrotu do zwierzęcej i demonicznej natury zjawiska. Teodycea Snydera jest eklektyczna i multikulturowa. Scenarzysta stworzy konglomerat z eposów, podań ludowych i popkultury. Dzięki temu jego zło nabiera nie tyle uniwersalnego charakteru, co staje się niemalże namacalne. Jednocześnie niektóre pomysły mocno ocierają się o kicz i niebezpiecznie zbliżają do granicy, za którą stracą wiarygodność (nawet w obrębie własnego gatunku, czyli horroru). To jednak celowy zabieg, który świetnie wpisuje się w dialog ze spuścizną kąsającej ludzkość bestii.
Komiks jest jednak przegadany. Właściwie większość akcji rozgrywa się w dialogach. Paradoksalnie nie okazuje się to minusem albumu. Snyder oparł fabułę na motywie kryminalnego dochodzenia. Bohaterowie (jak i czytelnik) odkrywają kolejne elementy łamigłówki, docierając do różnych „świadków”. Jest to na tyle sprawnie zrobione, że ciągłe gadanie o wydarzeniach (zamiast pokazywania ich) nie tylko nie przeszkadza, ale wciąga. Spora w tym zasługa Rafaela Albuquerque’a, który rysuje bardzo dynamicznie i efektownie. Jego kreska jest szybka i drapieżna, a kadrowanie ekspresywne. Nawet te mocno przegadane sceny są rozrysowane tak, że nie nużą i wydają się pełne akcji. Nie tylko dla fanów horrorów różnej klasy.