Właśnie ukazała się płyta “Art Brut 2”. Druga część klasycznego mixtejpu to kolejna, porywająca historia odmalowana w niepowtarzalnym stylu
Gdyby Kieślowski czy Zaussi nadal komentowali Polskę doby transformacji równie celnie jak przełom lat 70. i 80. – a skala ich produkcji rosłaby wprost proporcjonalnie do ekspansji równie drapieżnego jak wolnego rynku początków III RP – być może to któryś z nich opowiedziałby historię zawartą na drugiej części klasycznego mixtejpu „Art Brut”. Jako, że pierwszy z nich zajął się już jednak wtedy ciut bardziej eteryczną Francją, a drugi począł się mierzyć z przeszłością, stołeczny duet po 3 dekadach od upadku PRL’u wciąż może wejść na ziemię… niczyją. Bo choć Krzysztofowi Krauze udało się w „Długu” i „Placu Zbawiciela” zdiagnozować jedne z największych bolączek budzącego się na powrót do życia, nowonarodzonego kraju, to zawsze ciągnęło go do wielkich emocji i dramatycznych finałów. Środków, które Oskarowi są zwykle obce. Pomimo tego bowiem, że chętnie obnosił się zawsze ze swoimi zwycięstwami, to czas pokazał mu porażki, a nawet kiedy nurza się w tak chętnie przez niego nawiedzanym miejskim bagnie, to zawsze mówi o nim charakterny i hardy, ale zwykły chłopak, a nie jakaś mafia w kominiarkach.
Najnowszy krążek PRO8L3M-u przepełniają mocno stonowane, codzienne uczucia z którymi przyszło się zmierzyć dzieciom przełomu.
A, że z płyty na płytę coraz częściej wobec swojej wrażliwości staje on nagi jak 5 latek, który się nie lubi ubierać, najnowszy krążek PRO8L3Mu przepełniają mocno stonowane, codzienne uczucia z którymi przyszło się zmierzyć dzieciom przełomu – samotność, chciwość, miłość (w czasach zarazy) i moralny niepokój towarzyszący każdej właściwie decyzji podejmowanej w tych chaotycznych latach. Grając w misternie rozplanowanego ping-ponga z oczekiwaniami słuchaczy i popkulturowymi odniesieniami z najnstisów i czasów obecnych, raz po raz myli tropy, rozbija narrację na kilku bohaterów i kreśli kolejny z mocno problematycznych żywotów jakich pełno w dyskografii stołecznego duetu. Towarzyszące mu w tym karkołomnym zadaniu, bity Steeza znów pełnymi garściami czerpią z rodzimej muzyki rozrywkowej schyłku zeszłego millenium, jednak tym razem, pozostając wciąż – mixtejpowo – brutne i chropowate, są nieporównywalnie bardziej nowoczesne i przystępne. Podobnie jak na zeszłorocznym „Widmie” – kierowane melodią nie samym samplem, podszyte niskopiennym basem i misternie zaaranżowane; retrofuturystyczne – ciśnie się na usta bodajże najczęstszy przymiotnik służący dziennikarzom do opisu twórczości Piotra Szulca i znów pasuje on tu jak ulał.
Bity Steeza znów pełnymi garściami czerpią z rodzimej muzyki rozrywkowej schyłku zeszłego millenium
Druga odsłona sztuki marginesu nie jest bowiem żadnym przełomem w estetyce wypracowanej przez P8M ale kolejną, porywającą historią odmalowaną w ich niepowtarzalnym stylu. A, że od reżyserów kina autorskiego nikt przecież nie oczekuje, że porzucą oni nagle swój język wypowiedzi i wykonają stylistyczną woltę, która wywróci ich światy do góry nogami, to pozostaje nam się cieszyć z tego jak bogate jest uniwersum, którego zaczątkiem była EPka „c30-c39” i jak konsekwentnie jego demiurdzy pracują nad swoim warsztatem. Bo weź Steeza i Oskara, daj im chwilę i masz film; poznaj każdą z dawnych zasad, ale nie daj się uwięzić im… i masz hit. Tyle.
Płyta “Art Brut 2” zawierająca 16 premierowych utworów jest już dostępna online na pro8l3m.pl, w szerokiej dystrybucji na nośnikach fizycznych w sieci Empik oraz sklepach muzycznych w całej Polsce, na Spotify oraz innych platformach streamingowych.
251 komentarzy