“Kadra na mundial mundiali” – Jerzy Pilch

jerzy pilch książka

Z okazji Światowego Dnia Książki zachęcamy Was do przeczytania fragmentu książki, o jednym z naszych ulubionych pisarzy, Jerzym Pilchu. Właśnie ukazała się książka “Pilchu” poświęcona temu kultowemu pisarzowi.

Jerzy Pilch “Pilchu” – “Kadra na mundial mundiali”

  1. Izaak Babel, Utwory wybrane (1964) i Utwory odnalezione (1971, przeł. Jerzy Pomianowski)

 

– To co pan czyta?

– Babla. Zawsze mam go pod ręką5.

 

  1. Andriej Płatonow, Utwory wybrane (1965) i Dżan (1969, przeł. René Śliwowski, Seweryn Pollak, Irena Bajkowska, Irena Piotrowska)

 

…[droga] na oślep przez literaturę skończyła się dla mnie po przeczytaniu prozy Andrieja Płatonowa. Tam właśnie wisi na ścianie fotografia tego pisarza. To było tak intensywne przeżycie i kolejny zwrot w kierunku prozy już definitywnie – już wiedziałem, że chcę pisać prozę, że to jest najistotniejsze dla mnie. Było to bardzo powolne, bezszelestne wsuwanie się w szeregi ludzi piszących6.

 

  1. Lew Tołstoj, Śmierć Iwana Iljicza (1975, przeł. Jarosław Iwaszkiewicz)

 

Otóż, jak ja mówię, że interesuje mnie to, co się dzieje na Hożej, to tobie, dziecko drogie, powinna się natychmiast zapalać czerwona lampka i wyświetlać zdanie: „Jeśli opiszesz swoją wioskę, to opiszesz świat”. Autorem tego zdania jest pisarz rosyjski Lew Nikołajewicz Tołstoj. Niektórzy utrzymują, że to, co napisał, warte jest pewnej uwagi. Po prostu wierzę w realizm7.

  1. Antoni Czechow, Step (1975, przeł. Jarosław Iwaszkiewicz)
  2. Iwan Bunin, Suchodoły (1975, przeł. Jarosław Iwaszkiewicz)

 

Sięgnijcie po książkę, po którą ja z okładem trzydzieści lat temu sięgnąłem, sięgnijcie po Śmierć Iwana Iljicza Tołstoja, Step Czechowa i Suchodoły Bunina – w jednym tomie przez wydawnictwo Czytelnik w serii Nike wydane, wszystko w tłumaczeniu Jarosława Iwaszkiewicza. Zdobądźcie jakimś cudem ten trudno osiągalny tom i nie odkładajcie go za daleko. Od jego bliskości kra nad głowami nie stopnieje, ale trochę światła przepuszczać zacznie. Nie jest to wiele, ale w zaistniałej sytuacji – jest to wszystko8.

  1. Tomasz Mann, Czarodziejska góra (1956,przeł. Józef Kramsztyk, Władysław Tatarkiewicz) i Doktor Faustus (1962, przeł. Witold Wirpsza)

 

Co parę lat na przykład wracam do Czarodziejskiej góry i pozornie jest to próba ucieczki od rzeczywistości, ale tak naprawdę – intensywne przedłużenie świata, także w warstwie realistycznej. W końcu z Czarodziejskiej góry, poza wszystkim innym, można się dowiedzieć, w co ubierały się panie do śniadania, gdzie była palarnia i co podawano na obiad. Literatura jest więc ucieczką, która staje się zarazem poznaniem9.

 

  1. Fiodor Dostojewski, Bracia Karamazow (1928, przeł. Aleksander Wat)

 

Przypominają mi się rozmowy z diabłem dwóch postaci literackich, w Doktorze Faustusie Thomasa Manna i w Braciach Karamazow Dostojewskiego. Mój ojciec, o czym wielokrotnie mówiłem i pisałem, był fanatycznym czytelnikiem Manna. Nie wiem, czy stary lubił akurat tę scenę, ale w egzemplarzu, który w Wiśle się błąkał, próbował narysować diabła, z którym rozmawiał Adrian Leverkühn. Oczywiście Mann był inteligentnym pisarzem, więc w tekście jest ścieżka czyniąca z rozmowy z diabłem zjawisko czysto medyczne, ale to nie unieważnia tego dialogu. Inaczej się go czyta, mając dwadzieścia lat, inaczej, gdy ma się czterdzieści, inaczej na starość. Wysłannik piekieł w kraciastej marynarce nie pozostawia Leverkühnowi cienia wątpliwości, że piekło rządzi światem. Bije od niego potworne zimno, Adrian Leverkühn dostaje dreszczy, kończy się to podpisaniem cyrografu, dzięki któremu zostanie absolutnym geniuszem muzycznym. W zamian zabroniona jest mu miłość, nigdy nie będzie nikogo kochał, jeśli będzie podejmować jakiekolwiek próby, diabeł i jego wysłannicy natychmiast będą je ukrócać10.

 

  1. Michaił Bułhakow, Mistrz i Małgorzata (1969, przeł. Witold Dąbrowski i Irena Lewandowska)

 

Zachęcanie do lektury Mistrza i Małgorzaty może się wydać także zajęciem nietaktownym. Wielkość tej książki jest wszakże powszechnie znana i przyjemność jej nawet wielokrotnej lektury równie powszechnie uświadomiona11.

 

  1. Gabriel García Márquez, Sto lat samotności (1974, przeł. Grażyna Grudzińska i Kalina Wojciechowska, ale i 1994, przeł. Carlos Marrodán Casas)

 

Całe pisarstwo Gabriela Garcíi Márqueza sprowadza się do Stu lat samotności (kolejne wydanie ukazało się przed kilkoma tygodniami). Utwory wcześniejsze zapowiadają i przygotowują tę genialną powieść. Utwory późniejsze są jej kontynuacjami. Jako autor jednej książki jest Márquez przypadkiem klasycznym. Lekturze innych książek towarzyszy nieustanna pamięć arcydzieła, przymus ciągłego porównywania innych utworów z arcydziełem lekturę tę paraliżuje12.

 

  1. Bohumil Hrabal, Pociągi pod specjalnym nadzorem (1969, przeł. Andrzej Piotrowski)

 

Piewca rzeczywistości i demaskator rzeczywistości, autor PostrzyżynPociągów pod specjalnym nadzorem. Zwłaszcza te dwa utwory stanowią symboliczną parę. Symboliczność jest tym ważniejsza, że utrwalona w filmowych adaptacjach. Któż nie pamięta pięknej ekranizacji Pociągów, pozornej farsy o niemałych podtekstach i tragicznym zakończeniu13.

 

  1. Bruno Schulz, Proza (1964, tu m.in. Sklepy cynamonoweSanatorium pod klepsydrą)

 

Sześćset dziewięćdziesiąty dziewiąty powrót do Schulza. Kluczowe dla mojego Schulza jest wuelowskie wydanie z 1964 roku. Słynna edycja na papierze biblijnym klasy III 74×90 cm, 
40 g. Druk ukończono w grudniu, książka więc musiała pokazać się w krakowskich księgarniach na początku roku sześćdziesiątego piątego – ojciec nie kupił tego tomu nie tylko z tego powodu, że już wtedy mieliśmy telewizor. Z zasady nie kupował literatury polskiej. […] Schulz nie był tytanem fabuły, ale nawet najprostsze rzeczy świata są zawiłe i pełne dziwacznych ni z gruchy, ni z pietruchy puent. U niego dopiero puenty, dopiero koincydencje, dopiero wymowne sploty – choćby biblijny papier na pierwsze podejście. Biblijność – jak przystało biblijności – z punktu czyni cuda, może niewielkie, ale cuda – do dziś mi trudno uwierzyć, że ten szczupły tom liczy siedemset stron – dokładnie sześćset dziewięćdziesiąt dziewięć. (Nie chcę być nachalny, ale są to trzy szóstki, w tym dwie odwrócone)14.

 

  1. Jarosław Iwaszkiewicz, Opowiadania

 

Po prostu – opowiadania. Tylko i aż. Zapewne Pilchu zasiadał do dwutomowych Opowiadań wydanych w ramach Dzieł Iwaszkiewicza jeszcze w roku 1958. Były też zapewne tom Tatarak i inne opowiadania z 1960 czy też opowiadania O psach, kotach i diabłach z 1968. A może po prostu czytelnikowskie czternastotomowe Dzieła zamknięte w roku śmierci Iwaszkiewicza, a z opowiadaniami zebranymi w aż pięciu tomach?

Nie wiem. Ale wiem, jak Iwaszkiewiczowska narracja dla Pilcha była ważna.

Wbrew pozorom nigdy nie chciałem być takim pisarzem jak Gombrowicz, jak Mrożek, a już na pewno nie jak Witkacy. Czy jak Schulz? – osobna kwestia. Na pewno chciałem pisać takie opowiadania jak Iwaszkiewicz. Albo jak Bunin. Takich geniuszy jak Babel czy Czechow nie wymieniam, bo to jednak niestosowne. A nawet samobójcze15.

 

  1. Franz Kafka, Zamek (1958, przeł. Krzysztof Radziwiłł i Kazimierz Truchanowski, posłowie Roman Karst)

 

Zastanawiałem się, czy podjąć taką próbę i najważniejsze książki jeszcze raz przeczytać, ale to jest wpędzenie się do skansenu powtórkowo-wspomnieniowego. Bo na samym początku mam czytać Kafkę, tylko co? Proces? Nie lubiłem nigdy. A najlepszy to Zamek, a Przemiana najcieńsza16.

 

  1. William Faulkner, Absalomie, AbsalomieŚwiatłość w sierpniu (1959, przeł. Zofia Kierszys)

 

Literatura na pewno jest historią klęsk życiowych. Zostają książki, a wszyscy ci nawet najwięksi faceci w jakiejś mierze przegrali. Pili, mieli po sześć żon, co samo w sobie jest klęską. Faulkner jest genialny, Światłość w sierpniu czy Absalomie, Absalomie to są niedościgłe wzloty, ale niepodobna nie pomyśleć, że on w wieku sześćdziesięciu dwóch lat umarł na detoksie. Jednak klęska. Sześćdziesiąt dwa lata to z mojej perspektywy już niemalże rówieśnik… Na szczęście nieco słabiej od niego piszę, a kto słabiej pisze, ten – jak mówi Pismo – długo żył będzie, albowiem jego droga do doskonałości niemałego czasu wymaga17.

 

  1. Saul Bellow, HerzogDar Humboldta (1971 i 1982, przeł. Krystyna Tarnowska)

 

Z książki na książkę pisał coraz lepiej, w wielostronnie bogatym dorobku ma co najmniej dwa zupełne arcydzieła (HerzogDar Humboldta); dawał rzeczy elitarne, bohaterowie jego książek przeżywają prawie wyłącznie przygody ludzi myślących, a to jest przygodowość dla wąskiego grona. Równocześnie długie miesiące, a nieraz i lata królował na listach bestsellerów i osiągał zawrotne nakłady. Zdobył wszystko, jeśli idzie o sukces widzialny, nagród dostał co najmniej tyle, ile Ryszard Kapuściński, plus Nobla na dokładkę. […]

Najznaczniejsze wszakże jego ekscentryzmy i powody jego najgłębszych udręk kryją się w życiu intymnym. Miał niezliczone romanse, co jest o tyle paradoksalne, że cieszył się wśród kobiet (które go w sensie biblijnym poznały) fatalną, a nawet najfatalniejszą opinią. „Saul? Typ jednominutowca” – wydaje jedna z nich werdykt równie lakoniczny, co morderczy. Jak chce się taką zagadkę (a chce się) rozwikłać, nie pozostaje nic innego, jak taktownie pozostać przy magii książek. Zaiste: czym jest literatura, która – nawet marnych kochanków – nie ocala? Miał kilka żon; związki te w nieubłagany sposób czekała zagłada. […] „Podczas gdy Bellow się starzał, jego kolejne żony pozostawały w tym samym wieku; kiedy któraś z nich zbliżała się do czterdziestki, była wymieniana na inną, o dziesięć lat młodszą – co stanowiło nowatorski sposób powstrzymywania procesu starzenia się”. […] Nie ma co wydziwiać: dobre to są historie, a zważywszy, że tyczą mężczyzny siedemdziesięcioletniego – są one tym lepsze18.

 

  1. Elias Canetti, Auto da fé (1966, przeł. Edyta Sicińska)

 

[…] dorobek ściśle literacki Canettiego jest ilościowo niewielki: jedna powieść i trzy dramaty; pozostałe prace to dzienniki, notatki, eseje, rozprawy, opisy podróży. Być może literackość jakże dla tego pisarza istotna, lecz uwięziona w nikłych w sensie widzialnym objętościach, tym intensywniej promieniuje i kształtuje pozostałe dzieła. Bo przecież ta jedyna powieść (Auto da fé) jest zarazem jedną z najgenialniejszych powieści XX wieku. Warto przy okazji przypomnieć, iż Canetti napisał ją, mając lat dwadzieścia pięć19.

  1. Philip Roth, Kompleks Portnoya (1986, przeł. Anna Kołyszko)

 

Roth to był swego czasu szalenie ważny dla mnie pisarz – Kompleksu Portnoya w fenomenalnym przekładzie Anny Kołyszko i równie fenomenalnym wykonaniu Henryka Talara słuchałem pod koniec lat 80. przez radio, późną porą, w starym domu w Wiśle. Układanka układała się w logiczną całość20.

  1. Josef Roth, Hiob. Powieść o człowieku prostym (2014, przeł. Józef Wittlin, wstęp Jerzy Pilch)

 

Wielkich, piszących Rothów było, jak wiadomo, dwóch. Ten sławniejszy żył na Manhattanie (jego dziadkowie, ortodoksyjni Żydzi, pochodzili z Europy Wschodniej) i aż do śmierci (w 2018) ocierał się o Nagrodę Nobla. Ten drugi przez czas jakiś był szalenie modny (Marsz Radetzky’ego!), potem zapomniany, w Polsce odnowił go Wojciech Ornat i jego krakowskie wydawnictwo Austeria.

Trafu trzeba, że przed wydaniem książki przypadkiem zgadał się z Pilchem na temat Rotha. I nie bardzo wierząc w powodzenie, zapytał go, czy nie napisze wstępu do Hioba.

A Pilchu odpowiedział: 

– Z rozkoszą.

I dał Austerii tekst, rezygnując nawet z honorarium (patrz Pilch nieznany: Hiob). A potem, za każdym razem, gdy ukazywały się w serii kolejne tomy Rotha, dostawał je od wydawcy.

Ornat:

– Tak to połączyła nas miłość do Rotha, bo on go ubóstwiał kompletnie.

 

  1. Vladimir Nabokov, Obrona Łużyna (2005, przeł. Eugenia Siemaszkiewicz)

 

„Wielbię Nabokova” – pisał Pilchu po wielokroć – i Obrona Łużyna jest tu tylko wygodnym pretekstem do wspomnienia wielkiego Rosjanina piszącego równie doskonale po angielsku. Nawet kiedy Pilch wspomina w Trzecim dzienniku setną rocznicę urodzin Carson McCullers, opisuje ją Nabokovem:

[Jej pisarstwo] nie jest przy tym jakąś zaangażowaną społecznie agitką, wręcz przeciwnie – krystaliczność jej stylu skazuje ją na wiecznotrwałość. „Niesamowita wartość artystyczna ostatecznego rezultatu opiera się (jak w przypadku wszystkich arcydzieł) nie na tym, co zostało powiedziane, tylko jak” – to zdanie Nabokova (w przekładzie Michała Szczubiałki) pasuje do niej jak ulał21.

  1. Wieniedikt Jerofiejew, Moskwa – Pietuszki (1976, przeł. Nina Karsov i Szymon Szechter)

 

Bohater Pietuszek jest człowiekiem wolnym, przemierzającym Moskwę wzdłuż i wszerz, i choćby ta jego, jeśli tak można powiedzieć, „przestrzenna niezależność”, jest do tego stopnia swobodna, iż w czasie swych fantasmagorycznych wędrówek nie udaje mu się – jak mówi – ani razu Kremla zobaczyć. O Kremlu owszem, myśli, ale Kreml, wiedziony instynktem człowieka wolnego, omija. […] Wieniedikt Jerofiejew był, wbrew pozorom, jednym z najbardziej czułych na duchowy aspekt życia pisarzy tego stulecia. Źródła i przyczyny były, zdawać by się mogło, trywialne: alkohol. Ale też wszyscy zakładnicy tej zwodniczej substancji, wszyscy, którzy tonęli albo toną w otchłaniach berbeluchy, wiedzą, jak w trakcie ostatecznej szamotaniny wyglądają niedostępne brzegi rzeczywistości22.

 

  1. Sándor Márai, Dziennik (2006, przeł. Teresa Worowska)

Za to w księgarni pełnia światła: Płatonow, Márai, Roth…23.

  1. Herman Melville, Moby Dick (1954, przeł. Bronisław Zieliński)

Nazwisko tego pisarza wymienia się obok największych twórców powieści dziewiętnastowiecznej, czyli obok największych twórców powieści w ogóle. […] W świadomości powszechnej Melville jest autorem jednej książki. Cervantes to Don Kichote, 
Dante to Boska Komedia, Melville to Moby Dick, czyli biały wieloryb. Powieść ta znajduje się na wszystkich możliwych i jak najmniej kwestionowanych listach arcydzieł; jest jedna wśród rzeczy znanych i uznanych znana najmniej. Na czytelnika współczesnego jak zwykle wpływa destruktywnie rozmiar tej książki (prawie 700 stron) oraz etykietka powieści-traktatu marynistyczno-wielorybniczego. […] Można by stąd wysnuć wniosek, że ze znajomością Melville’a w Polsce jest źle. Odpowiedzieć trzeba tak jak w ruskiej bajce: – Jest źle, ale nie całkiem24.

 

  1. Marcel Proust, W poszukiwaniu straconego czasu (1960, t. I–VII, przeł. Tadeusz Boy-Żeleński i inni)

Proust podoba mi się do tego stopnia, że nie pamiętam go całkiem25.

23 i ¾. Edmund Niziurski, Sposób na Alcybiadesa (1964)

 

Wpisuję – ależ by się Pilchu mógł wkurzyć!, choć może nie, może ten gest akurat by docenił – także jeszcze tylko jednego polskiego pisarza po Iwaszkiewiczu i Schulzu – Edmunda Niziurskiego. A ponieważ wszyscy na to się skrzywią, więc konformistycznie daję mu tylko trzy czwarte najlepszej książki.

Natomiast zawsze z największą uciechą i zawsze z największym podziwem sięgnę po Sposób na Alcybiadesa. Nie muszę zresztą sięgać.

Zachodzi słońce nad Wędzarnią krwawo,

Słychać krzyk Drobiu Więckowskiej nieświeży,

Sezon skończony, żegnaj sławo!

Na zwiędłych liściach znokautowany bokser leży.

Twarz mu wykrzywia uśmiech żałosny.

Byle do wiosny!

Kiedy ci walka na pięści zbrzydła,

Poezji rozwiń skrzydła!

Nieśmiertelne to są strofy. Wieszają psy na literaturze dziecięcej, a ja odpowiadam – literatura, która ma Edmunda Niziurskiego, nie może być biedna. To jest absolutnie wielki opowiadacz, fantastyczny ironista, autor mistrzowskich fraz. […] Pod wpływem króla Maya byliśmy w sensie ścisłym wojownikami indiańskimi. Przygody Guliwera wprowadziły pod czaszkę obrazy o nieziemskiej sile. Marzenie o stoliczku nakryj się nieraz w ciężkiej godzinie przychodziło, łuk Robin Hooda leżał za bramką, do przerwy było 0:1 dzięki słowu wielkiego pisarza i tylko dzięki temu słowu byliśmy rozbitkami na bezludnej wyspie albo gośćmi na pokładzie Nautilusa. Wielce utalentowanych poetów Tuwima i Brzechwę umieliśmy na pamięć. Jeden z największych, Leśmian, specjalnie dla naszego oszołomienia Sindbada ułożył. Dziesiątkami nazwisk i tytułów można popruć. A ja na koniec tej rozmowy mam specjalną chęć Edmundowi Niziurskiemu, prawdziwemu nauczycielowi sztuki opowiadania się 
pokłonić26.

pilchu jerzy pilch
Fragment pochodzi z książki “Pilchu. Na rogu Wiślnej i Hożej” Witolda Beresia.

-->