Doświadczalski Franciszek Orłowski

Nurkował w śmieciach weneckich kanałów, wymieniał się ubraniami z poznańskimi bezdomnymi, szukał Boga razem ze Zbigniewem Liberą. W pierwszym zdaniu rozmowy pyta, czy sztuka kojarzy mi się z zapachami.

Franciszek Orłowski nie boi się angażowania w sprawy społeczne, ale nie gubi sztuki w reportażowej formie. Uznawany jest za najciekawszego i najbardziej obiecującego polskiego artystę.

IMG_3399 kopia

Pojechać do Londynu, zrobić kilka fotografii budynków starym aparatem, nie byle jakim, bo szpiegowskim. Następnie razem z grupą speców od mikrospraw przeciąć jednego pensa i włożyć do środka mikrofilm – brzmi jak scenariusz show Bogusława Wołoszańskiego. Pens w końcu trafia do portfela, a stamtąd do obiegu. Franciszek Orłowski trudzi się nad pracą znacznie bardziej skomplikowaną niż galeryjna instalacja, by jednym gestem dosłownie ją wydać i tym samym stracić to, co każdy inny artysta wolałby po prostu sprzedać. Żegnaj dzieło, liczy się eksperyment, badanie granic.

19

Może właśnie dlatego w 2009 r. podczas 53. Biennale w Wenecji zamiast biegać za kolekcjonerami zanurkował w kanałach, by odkrywać zatopione fundamenty i piwnice weneckich kamienic. – Mówili, że jestem idiotą, bo nad głową, w mętnej jak ściek wodzie, pływały mi motorówki. Po co to robić? Nie chodzi tylko o poznawanie nowego oblicza miasta (podczas nurkowania nakręcił film „Spadek”, który mrocznymi wizjami mógłby konkurować z niejednym horrorem). Wszystko polega na doświadczaniu, zaspokajaniu egzystencjalnej potrzeby – tłumaczy Orłowski. Tego doświadczania artysta podejmuje się za nas, wcielając w życie najdziwniejsze pomysły.

(…)

Więcej o Franciszku Orłowskim przeczytacie w naszym magazynie

Dodaj komentarz

-->