Jak zrobić dezodorant w kwadrans, czy dobre kosmetyki mogą kosztować grosze i jak za pomocą oleju rycynowego dać drugie życie swoim brwiom. Monika Kucel i Paulina Puchalska chcą odczarować „tipsiary” i pokazać, że o kosmetykach można pisać w przyjazny sposób. Ich Element Żeński jest trochę jak ostatni pokój na koloniach, w którym dziewczyny zamykały się na sekrety. Tyle, że Monia i Paulinka nie chcą już w szeptać na uszko, tylko głośno i bezwstydnie przyznać, że dbanie o siebie to fajna sprawa. I dobra zabawa.
Dzieli was wiek, doświadczenie życiowe a nawet miejsce zamieszkania, łączy nienawiść do pęsetki. Skąd pomysł na wspólny portal o kosmetykach?
Monika: Element Żeński formował się w mojej głowie od ok 4 lat. Musiałam zepchnąć ten projekt na bok, gdy na świecie pojawił się mój syn Józek. Powróciłam do niego w zeszłe wakacje i zaprosiłam do współpracy Paulinkę. Wiedziałam, że w pojedynkę może być mi trudno publikować regularnie. Zależało mi też na tym, żeby Element docierał do dziewczyn w różnym wieku. Z Pauliną znałyśmy się z Instagrama, odwiedzała mnie też w Warszawie jako klientka Córki Rybaka. Jej wizyty zawsze przeciągały się do kilku godzin, bo fajnie nam się rozmawiało. To prawda, jest między nami 15 lat różnicy, mamy zupełnie inny rytm dnia i styl życia, ale nasze zainteresowania i gust są bardzo zbliżone. Bardzo dobrze nam się razem pracuje.
Paulina: Moim zdaniem ta różnica wieku, choć faktycznie duża, działa tylko na naszą korzyść. Monia ma wieloletnie doświadczenie w prasie, świetnie przeprowadza wywiady, a jeszcze lepiej je redaguje. Uczę się tego od niej i sprawia mi to dużą przyjemność. Ja z kolei dość sprawnie poruszam się po social mediach, staram się ograć je na naszą korzyść, żeby krótkie formy trafiały do naszych czytelniczek, ale nie były przy tym zbyt trywialne i „internetowe”. Uzupełniamy się.
W zakładce „o nas” można przeczytać, że to nie strona o kosmetykach, ale o dziewczynach. Jakimi wy jesteście?
Monika: Najnormalniejszymi. Dokładnie takimi samymi jak nasze czytelniczki i nasze rozmówczynie. Paulina jest bardziej dziewczyńska, świeża i młoda. Ja bardziej chłopacka: spodnie, zero romantyzmu, nawet małe pieski średnio mnie rozczulają. Coraz bliżej mi do 40stki. Na tym etapie życia nie chcę być nikim innym, niż jestem.
Paulina: Chyba faktycznie jestem trochę bardziej dziewczyńska. Ale przede wszystkim, właśnie ze względu na młody wiek, eksperymentuję. Ciągle szukam nowych pomysłów na siebie, daję sobie czas na dogranie wszystkich elementów. Zawsze jednak staram się podejmować świadome decyzje, czy to w kwestii wyglądu czy rozwijania nowych zainteresowań.
Zakładam, że kosmetyki to nie jest w waszym wypadku nowe zainteresowanie. Szczerze mówiąc zaimponowała mi wasza wiedza i otwartość z jaką się nią dzielicie. Element Żeński bardzo różni się od typowych blogów urodowych. Mam wrażenie, że to nie przelotny romans, ale poważniejsza historia..
Monika: Zdecydowanie, choć sama nie wiem skąd u mnie aż tak silne zainteresowanie kosmetykami i pielęgnacją. Być może miał na to wpływ fakt, że moje wczesno-nastoletnie lata (początek 90.) zbiegły się z wprowadzeniem na rynek polski zagranicznych kosmetyków? Oddziaływały na mnie reklamy szamponu Vidal Sassoon, dezodorantu Impulse czy kremu Vaseline Intensive Care. Gdy miałam 12 lat zaglądałam chętnie do książki „Nastolatki pielęgnują urodę” i jadłam na śniadanie „surówkę piękności” polecaną w książce „O dziewczętach dla dziewcząt”. W liceum pracowałam przez chwilę dla Dermiki, przeprowadzałam w swojej szkole testy konsumenckie nowej linii dla młodzieży. Mój stosunek do pielęgnacji jest właściwie taki sam od lat. Zmieniło się moje podejście do składu i jakości kosmetyków. Jestem bardziej wymagająca. Ale nigdy nie kupowałam i nie wklepywałam w siebie byle czego. Odkąd zostałam mamą, mam na pielęgnację mniej czasu, polubiłam się dzięki temu bardziej z moim naturalnym wyglądem.
Paulina: Ja dość szybko zaczęłam interesować się kosmetykami. Na pierwszy ogień poszły kosmetyki kolorowe — chodziłam do katolickiego gimnazjum, to była moja forma buntu. Mocno podkreślone oko, a na głowie co rusz nowa fryzura. Do tego doszły problemy z cerą, a więc tona fluidu, kolejne tyle pudru i jeszcze róż, bo przecież trzeba tę twarz jakoś ożywić. Pacyniara pierwsza klasa! Teraz się z tego śmieję, ale wtedy traktowałam to bardzo poważnie. Dzięki tym wczesnym eksperymentom mogę bez wahania powiedzieć, że jestem bardziej świadoma swojego wyglądu i choć kwestia mojego wizerunku jest dość płynna, nie odczuwam już tak silnej potrzeby ingerowania w naturę. Po licznych wzlotach i upadkach przestawiłam się z kolorówki na kosmetyki pielęgnacyjne. Wolę więcej wydać na produkt o lepszym składzie i zadbać o siebie od środka. Moje wybory są bardziej przemyślane. Nie zmienia to faktu, że kosmetyki do makijażu nadal sprawiają mi frajdę, teraz po prostu w innym wymiarze. Nie są już moją bronią, kamuflażem, a narzędziem do zabawy.
Kamuflaż to dobre słowo. Jako świadome dziewczyny nie macie problemu z tym, że makijaż to trochę opresyjna sprawa?
Monika: O kosmetykach rozmawiamy z inteligentnymi dziewczynami, ale nie jest naszą ambicją, żeby rozkminiać to na intelektualnym poziomie. Jesteśmy świadome ambiwalentnych kulturowych implikacji związanych z makijażem, ale pomimo wszystko jest on dla wielu dziewczyn ważny.
Paulina: Nie jest tak, że dbanie o siebie jest oznaką intelektualnej pustki. Dbanie dbaniu nierówne. Czym innym jest świadome dbanie o siebie (zdrowe odżywianie, gimnastyka, naturalne kosmetyki, aromaterapia), a czym innym jest pacyniarstwo. Bardzo łatwo jest z intelektualnego piedestału włożyć te dwie rzeczy do jednego worka.
U was „pacyniarstwa” nie znajdziemy?
Monika: Nie znajdziemy na pewno przesady, tutoriali jak wyglądać jak Kim Kardashian czy testów produktów, które nas nie przekonują.
Paulina: I konturowania (śmiech).