Vasina: Próba koloru

foto: Filip Skrońc

Awangardowa projektantka, stylistka Moniki Brodki i mama trójki dzieci w modzie tworzy architektoniczne konstrukcje, które na scenie rozkwitają feerią barw. Na co dzień dla Vasiny najważniejsza jest wygoda. Także w technikolorze.

Filigranowa, młodzieńcza, ścięta na pazia. Vasina wygląda trochę jak Mała Mi. Do pracy w swoim studio, które mieści się w przedwojennej kamienicy w Śródmieściu, włożyła dziś granatowe spodnie, bluzkę w marynarskie paski i białe conversy. Jej codzienny styl wymusza tempo życia. – Jestem w biegu od szóstej rano do północy – tłumaczy. Trasę z domu do pracowni pokonuje w minutę czterdzieści pięć sekund. Na hulajnodze. Wcześniej odprowadza dzieci, starsze do szkoły, młodszego syna do przedszkola. – Najchętniej chodziłabym w dresach – przyznaje, ale uważa jednak, że fakt, iż jest stylistką, zobowiązuje: to, jak wygląda, staje się jej wizytówką. Każdy prototyp szyje najpierw dla siebie.

W kolekcjach przeszła podobną ewolucję jak w osobistym stylu: od umiłowania czerni do radości z koloru. – Jestem szczęśliwą projektantką, matką i żoną – mówi, podkreślając, że każdemu etapowi jej życia przyporządkowany jest inny sposób ubierania się. Co nie znaczy, że wierzy w radykalną rewolucję, a raczej organiczne zmiany. Jak będzie wyglądać w przyszłości? – Pewnie tak samo. Jestem zołzą, a to podobno dobrze konserwuje – śmieje się. W dzieciństwie bardziej interesowało ją ubieranie lalek niż siebie. Rysowała dla nich sukienki, inspirując się spektakularnymi strojami łyżwiarzy figurowych. Z czasem ośmieliła się projekty przenieść na materiał. – Ale projektowanie długo kojarzyło mi się z miłym spędzaniem czasu, a nie pracą. Z wykształcenia jestem muzykiem. Pozwoliłam naturalnie przerodzić się pasji w pracę – wspomina Vasina. Świadomie swój styl zaczęła budować po licealnym okresie fascynacji subkulturami – hipisami, punkami, a nawet „paniami w garsonkach”. Uważa, że gust jest nabyty, a nie wrodzony. Zdobywa się go wraz z doświadczeniem. Dlatego zarówno projektowanie, jak i ubieranie się sprawiają Vasinie coraz większą frajdę. W jej zawód wpisane jest także kreowanie stylu innych.

– Gdybym miała łatwiejszy charakter, pewnie zdobyłabym więcej klientów. Jestem uparta, wierzę w swoją intuicję i chcę postawić na swoim, więc klient musi mi zaufać w stu procentach. Nie wierzę w kompromis, bo oznacza on, że żadna ze stron nie jest zadowolona – tłumaczy Vasina.

Z Brodką, która jako pierwsza nosi najbardziej nawet szalone projekty Vasiny, rozumieją się bez słów. Kłócą się tylko o detale. Ustąpić nie chciała za to 9-letnia córka, którą starała się ubierać. – Zbuntowała się, więc wyluzowałam – mówi Vasina. Innych klientów uczy przede wszystkim tego, że mniej znaczy więcej. – Mając w szafie 30 ubrań, stworzysz nawet 90 zestawów. A jak się ma wszystkiego za dużo, trudno się połapać. Ja mam ten problem, że niczego nie wyrzucam, bo wierzę, że wszystko jeszcze się przyda. Może dlatego najlepiej ubrana jestem na wakacjach, gdy do walizki spakować mogę tylko ograniczoną liczbę rzeczy – śmieje się projektantka. Wśród jej ulubionych ciuchów są przede wszystkim ubrania vintage, które wyszukuje w second handach na całym świecie. W Polsce robi zakupy rzadko. Unika sieciówek. Źle jej się kojarzy słowo „luksus”, chociaż zdarza jej się kupić drogie ubrania. We własnym stylu i tym, który tworzy dla innych, najważniejszy jest własny głos. –

– Gdy projektuję, zamykam oczy. Nie lubię zdradzać moich inspiracji. Niechętnie śledzę też trendy, żeby się nimi nie sugerować, co czasem przeszkadza w stylizowaniu, bo tu potrzebna jest znajomość tego, co modne – tłumaczy Vasina. – Mam to szczęście i pecha, że zostaje we mnie wszystko, co zaobserwuję. Jestem człowiekiem miasta, więc natchnienia dostarcza mi architektura – konstrukcja, forma, kolor. W telefonie mam zdjęcia kawałków murów. Nie potrafię sobie za to poradzić z delikatnymi tkaninami. Nie lubię tych zwiewności, a w każdym razie jeszcze się do nich nie przekonałam.

 

Tekst: Anna Konieczyńska

Foto: Filip Skrońc

4 komentarze

Dodaj komentarz

-->