Joaquin Phoenix nie pojawia się na dużym ekranie zbyt często, ale kiedy już to się zdarza, gra jak natchniony. Jego roli w najnowszym filmie Lynne Ramsay („Musimy porozmawiać o Kevinie”) szybko nie zapomnicie. W „Nigdy cię tu nie było” Phoenix gra weterana wojennego i etatowego zabójcę o imieniu Joe, który za odpowiednią sumę zlikwiduje każdego. Jego najnowsze zadanie polega na odnalezieniu porwanej córki prominentnego senatora i ciche pozbycie się jej oprawców. O ile Joe nie ma problemu z zadaniami wymagającymi fizycznej siły, o tyle w życiu, łagodnie mówiąc, sobie nie radzi – nie zawsze potrafi odróżnić fikcję od rzeczywistości, a halucynacje od tego, co prawdziwe. Tymczasem ratując dziewczynkę z opresji, znajduje się w sytuacji, w której mimo niesprzyjających okoliczności musi wziąć się w garść.
Lynne Ramsay jest doskonale znana widzom ceniącym filmy bezkompromisowe, zadające pytania i podające w wątpliwość pewniki, które dają nam poczucie bezpieczeństwa. Drąży i jątrzy, jest niecierpliwa i wymagająca – wobec siebie i w stosunku do widzów. Jednocześnie ma niezwykle rozwinięty zmysł estetyczny i talent do opowiadania nawet najbardziej nieprawdopodobnych historii w subtelny, dogłębnie przemyślany sposób. „Nigdy cię tu nie było” to jej czwarty pełnometrażowy film, ale kolejny, w którym demonstruje unikatowy styl i niezwykłą siłę. Dawno w kinie nikt (może poza braćmi Coen w „To nie jest kraj dla starych ludzi” czy Tarantino w „Django”) nie pokazał przemocy w tak brutalnie plastyczny, organiczny sposób, a jednocześnie tak oszczędnie, niemal z czułością. Niepokojący film na niespokojne czasy.
Tekst: Magdalena Maksimiuk
„Nigdy cię tu nie było” („You Were Never Really Here”)
reż. Lynne Ramsay
obsada: Joaquin Phoenix, JudithRoberts, EkaterinaSamsonov
Francja, USA, Wielka Brytania 2017, 85 min
Gutek Film, 13 kwietnia