Jolie Su: moda, wyścigi konne i rewolucja francuska

Pod pseudonimem Jolie Su kryje się projektantka mody Alexandra Sulżyńka. Dlaczego Su – łatwo się domyślić, dlaczego Jolie – Ola nie chce powiedzieć, to tajemnica. Pseudonim na pewno bardzo się przydaje, kiedy ma się nazwisko nafaszerowane polskimi znakami, a o własnej marce myśli się globalnie. Bo chyba częściej niż w Polsce Ola bywa za granicą. I tak już od najmłodszych lat. Obecnie mieszka w Lizbonie, gdzie studiuje na IADE – Creative University. Wyjechała tam na stypendium po tym, jak przedstawiciele uczelni wybrali ją dwa lata temu spośród najlepszych absolwentów Międzynarodowej Szkoły Kostiumografii i Projektowania Ubioru (swojej uczelni partnerskiej). To była dobra decyzja nie tylko z uwagi na warunki pogodowe. Jak mówi Ola, podróże nas otwierają i wiele zmieniają w głowie. Ona miała okazję z dystansem spojrzeć na polski rynek mody i dostrzec, że bywamy zbyt poważni. – Kochamy być VIP-ami, którzy chodzą na pokazy, by zajmować pierwsze rzędy. W Lizbonie nie ma całej tej spiny. To, gdzie siedzisz, zależy tylko od tego, o której dotarłaś na pokaz – opowiada. – Więcej luzu jest też w stylu ulicy. Portugalczycy stawiają na naturalność i niewymuszoną klasę. Musi być wygodnie, bo przemieszczasz się z górki i pod górkę po śliskim i nierównym bruku. Czy świeci słońce, czy pada, zawsze silnie wieje – dodaje projektantka.

Bez kulotów

Ta swoboda udzieliła się też Oli i przenika do tworzonych przez nią ubrań. W projektach widoczne są jednak także francuskie wpływy. Bo Sulżyńska urodziła się we Francji i spędziła tam pierwsze lata życia, a później zawsze wracała na wakacje. Ma też korzenie belgijskie (z frankofońskiej części kraju). I powtarzającą się w rodzinie historię miłosną z modą w tle! Zarówno prapradziadek, jak i pradziadek Oli poznali swoje żony w Verviers, gdzie pojechali na studia włókiennicze. – Ten pierwszy miał zresztą fabryki włókiennicze w Łodzi, może stąd moje zainteresowanie ubraniami – zastanawia się projektantka. Jej kolekcja dyplomowa „Sans culotte“, jak można się domyślić z nazwy, inspirowana była rewolucją francuską. Olę zafascynowała idea manifestowania przekonań ubiorem, a rewolucjonistów – ostentacyjnie odrzucających charakterystyczne wówczas dla arystokratów szerokie spodnie uszyte z dużej ilości materiału, czyli culottes właśnie (tak, to od nich wywodzi się fason będący dziś hitem sezonu) uznała za jednych z pierwszych trendsetterów. – To właśnie oni, chcąc, nie chcąc, na zawsze zmienili przemysł modowy w XVIII-wiecznej Francji, a co za tym idzie także na całym świecie – podsumowuje.

O koniach i umywalkach

Także u podstaw najnowszej kolekcji #koniozlew leżą historyczne inspiracje, choć, jak podkreśla projektantka, bardziej niż fakty historyczne kręcą ją ludzie i historie. Tym razem jest to brytyjska królowa Elżbieta Bowes-Lyon, wywołująca skandale swoim wystawnym życiem i zamiłowaniem do wyścigów konnych w Ascot. Stąd głównym motywem kolekcji są konie dosiadane przez dżokejów, które pojawiają się w formie metalicznych aplikacji oraz nadruków projektu artystki Bogny Morawskiej. Obok nich występuje też motyw umywalki (!) oraz prażonej kukurydzy (to właśnie ona wypełnia przezroczyste kopertówki). Nie może być przecież za bardzo serio.
Zobaczcie kolekcję na zdjęciach z backstage’u pokazu Jolie Su w ramach Mercedes-Benz Warsaw Fashion Weekend.

JOLIE SU_fot M.Cien_30

fot: Małgorzata Cień

fot: Małgorzata Cień

JOLIE SU_fot M.Cien_09

fot: Małgorzata Cień

 

Zdjęcia (backstage): Małgorzata Cień
Zdjęcia (kampania): Znojek

3 komentarze

Dodaj komentarz

-->