Detroit to jedno z najważniejszych miejsc na mapie współczesnej muzyki rozrywkowej. Od długich lat hegemonii na rynku soulu i R’n’B przez wynalazek techno aż po bitową rewolucję rozpoczętą przez J Dillę ta wyniszczona, postindustrialna metropolia po wielokroć redefiniowała pojęcia groove’u, rytmu i tego, czym radiowa piosenka może w ogóle być. Żeby więc mierzyć się z tą spuścizną, nie dość, że trzeba mieć pomysł, to jeszcze sporo animuszu.
O jego brak mieszkańców dawnego Motor City nie sposób jednak podejrzewać. Wystarczy bowiem rzut oka na statystyki, żeby uświadomić sobie zupełnie przytłaczającą skalę problemów społecznych i ekonomicznych targających tym skrawkiem amerykańskiej ziemi. Zamiast jednak śledzić słupki rosnących bezrobocia, nędzy i przestępczości, można również wsłuchać się krążek Boldy’ego Jamesa i Sterlinga Tolesa. Pierwszy z nich jest raperem, którego dyskografia dopiero w tym roku zaczyna powoli przyćmiewać jego policyjne kartoteki. Drugi natomiast przez lata był typowym, hiphopowym beatmakerem, by w końcu stać się producentem w pełnym tego słowa znaczeniu. Przyczynkiem do tego okazał się ten właśnie konceptualny album poświęcony ich małej ojczyźnie; album, którego realizacja zajęła ponad dekadę. W międzyczasie Boldy zwiedzał wszystkie pobliskie zakłady karne, a jego kompan dogrywał kolejne warstwy tej wielopłaszczyznowej, multiinstrumentalnej epopei, która przyjęła formę „Manger on McNichols”. Opowieści o dorastaniu w strefie pełzającej wojny domowej, systemowego rasizmu i marzeń, których zastana rzeczywistość nie potrafi żadną miarą spełnić; o historii przemocy, uzależnienia i nadziei, która w kontekście zarządzanego przez komisarza kryzysowego Detroit zazwyczaj w ogóle się nie pojawia.