Inspiracją debiutanckiej kolekcji marki Acephala były wariatki w różnych fazach histerii. Mogło być albo bardzo dobrze, albo bardzo źle. Gdy zobaczyłem ubrania na żywo, odetchnęłam z ulgą.
Kobieta pozbawiona głowy. To w wiernym tłumaczeniu oznacza Aspehala. Mniej dosłownie to rebeliantka, ekscentryczka, wariatka, której obce są utarte ścieżki racjonalnego myślenia, bo podąża własną drogą. Monice Kędziorze – projektantce i jednej z osób stojących za marką Acephala – termin ten zapadł w pamięci dużo wcześniej, bo jeszcze podczas studiowania historii sztuki na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Monika zafascynowała się wówczas twórczością amerykańskiej fotografki Franceski Woodman. – Swoje autoportrety kadrowała tak, by widoczne było tylko ciało, zaś głowa wychodziła poza ramy zdjęcia – wspomina projektantka. – Poszukując interpretacji takiego zabiegu, natrafiłam na Bataille’owski motyw „Acephale”, rozumiany jako figura wolności. Acephala jest wariantem tego słowa, wskazuje jednak na płeć – wyjaśnia. To kobieta, która kieruje się intuicją i instynktami, tworzy własne reguły i własną tożsamość. Podobnie jak histeryczki – pensjonariuszki dziewiętnastowiecznego szpitala psychiatrycznego Salpêtrière, które stały się inspiracją dla debiutanckiej kolekcji marki „Attitudes passioneles” (na wiosnę i lato 2015 r.).
Linia swoją premierę miała podczas polskiego Tygodnia Mody i od razu wzbudziła ogromne emocje. Nikt nie spodziewał się, że można sięgnąć po tak ekscentryczny pomysł. I wyjść z tego obronną ręką. Choć wizerunki histeryczek w różnych fazach napadu choroby zamieniły się w liczne nadruki na ubraniach, a bluzki i sukienki zawiązywane były za pomocą troczków na plecach jak szpitalne kaftany, to udało się stworzyć formy nowoczesne i co najważniejsze – nadające się do noszenia.
Mniej eksperymentalna i bardziej klasyczna pod względem zaproponowanych form, ale w dalszym ciągu jednak podtrzymująca rozważania o kobiecej tożsamości we współczesnym świecie jest kolejna, jesienno-zimowa kolekcja. „Don’t kiss me” to próba znalezienia odpowiedzi na pytanie, ile kobieta ma w sobie z dziecka, a ile z mężczyzny. Po raz kolejny twórców marki – bo oprócz Moniki markę Acephala tworzy jej mąż, socjolog i grafik Bartek Korzeniowski – zainspirowała fotografka. Tym razem Francuzka Claude Cahun, która bawiła się własną tożsamością, wcielając się w najróżniejsze role, w tym osobowości ze świata kultury i sztuki. Acephala na warsztat wzięła więc elementy garderoby o fasonach i motywach zarezerwowanych dla mężczyzn, a także infantylne motywy. Garnitury, kamizelki, koszule oraz odręcznie rysowane serca oraz usta. – Chodziło o to, żeby zbudować kobiecą sylwetkę za pomocą tego, co tradycyjnie kobiece nie jest – mówi Monika. Tyle o idei, bo choć w przypadku marki Acephala – uznawanej za jedną z niewielu w Polsce tworzących modę konceptualną – ma ona znaczenie, to kolekcje równie dobrze mogłyby funkcjonować bez całej tej nadbudowy. W tym tkwi chyba ich największa siła. Acephala w swoich projektach dyskretnie przemyca światowe trendy – tym razem są to czerń, nadruki, golfy, długie kamizele czy spodnie culottes – zachowując swój indywidualny charakter. Nacisk kładzie też na wysoką jakość tkanin, które sprowadza z Francji, Włoch czy Japonii, oraz wykonanie zgodne z zasadami tradycyjnego rzemiosła.
Takiego podejścia Monika nauczyła się podczas praktyk. Będąc w Nowym Jorku, natrafiła na markę A Detacher (której założycielką jest Polka Monika Kowalska). Postanowiła zajrzeć do jej siedziby i zapytać, czy nie potrzebują kogoś do pomocy w przygotowaniach do pokazu. W ten sposób została pierwszą stażystką marki. Z jej właścicielką utrzymuje kontakt do dziś. Pod koniec studiów podyplomowych w łódzkiej Akademii Sztuk Pięknych Monika trafiła zaś do Gosi Baczyńskiej. – Miałam ogromne szczęście w obu przypadkach – mówi. – Mogłam pracować z inspirującymi osobami, z których każda prowadzi markę zgodnie z własną wizją, sprawując kontrolę nad każdym aspektem – podejmując zarówno decyzje projektowe, jak i biznesowe. Obie pokazały mi, że w tej trudnej branży można pozostać sobą – podsumowuje. Dlatego też Monika postanowiła tworzyć na własną rękę. Z Bartkiem, który odpowiada m.in. za komunikację wizualną i rozwój Acephali, świetnie się uzupełniają. Wierzą także, że duety są przyszłością mody, bo nadeszły czasy, kiedy nie wystarczy już tylko projektować, ale trzeba mieć umiejętności z zakresu grafiki, reżyserii i sprzedaży.