Filmowa Belgia pozostaje wciąż niezbadaną krainą. Od dekad kojarzymy ją przede wszystkim ze społecznie zaangażowanym kinem braci Dardenne („Dziecko”, „Dwa dni i jedna noc”). Tym bardziej ciekawi kino debiutujących twórców. „Ardeny” to wybuchowa mieszanka, oscylująca wokół tego, co kinomani lubią najbardziej – kultowych dzieł Nicolasa Windiga Refna i braci Coen.
Debiut Robina Pronta spowija atmosfera tajemniczości i mroku. Wydarzenia szybko następują po sobie – samochód, napad, coś idzie nie tak, jeden z bohaterów będzie musiał za to zapłacić. Kenny (Kevin Janssens) trafia do więzienia, liczy na to, że nic po wyjściu się nie zmieni. Los jednak przyszykuje mu nie lada niespodziankę. Brat Kenny’ego związał się z jego ukochaną, która na dodatek zaszła w ciążę. Słowem – będzie wesoło.
Trzeba przyznać, że w swoim debiucie Robin Pront intrygująco łączy różne tryby opowiadania historii – z jednej strony relacja o braterskiej solidarności, a z drugiej opowieść o krwawej zemście. Odrobina farsy, element grozy, ale przede wszystkim konfrontacja postaci, które walczą o przetrwanie. Reżysera nie interesuje społeczny wymiar historii, a raczej próbuje reinterpretacji przypowieści o Kainie i Ablu. Tłem są oczywiście tytułowe Ardeny, które stają się cichym bohaterem filmu. Mroczny krajobraz jest uzupełnieniem dla niecnych motywacji postaci.
Warto zauważyć, że „Ardeny” przypominają swoją strukturą grecką tragedię, w której fatum stoi ponad bohaterami. To siła przeznaczenia prowadzi do tragedii, która w debiucie Pronta ma w sobie coś intrygująco szaleńczego. Jest coś hipnotyzującego w tym filmie – im bliżej zakończenia, tym bardziej współodczuwamy dramat postaci, które dążą do bliskości i porozumienia w momencie, gdy jest już na to za późno. Pront stworzył ciekawy debiut, który zaskakuje na każdym kroku.
(„D’Ardennes”)
obsada: Jeroen Perceval, Kevin Janssens, Veerle Baetens
Belgia 2015, 93 min
M2 Films, 5 lutego