Piw Paw – nic, tylko rzucić pawiem

Warszawa ul. Żurawia 32/34

Od pewnego czasu obserwujemy w Warszawie pewną przykrą prawidłowość, która polega na powielaniu dobrych pomysłów do znudzenia. Tak było z burgerami, które dziś śmiało już można nazwać zarazą, tak się stało z „belgijskimi” frytkami, które smażą się na każdym rogu, i niestety dzieje się też tak z piwem. Pomysł na sprzedawanie dobrych lokalnych browarów z nalewaka z pozoru wydaje się świetny. I jest taki, o ile nie przedobrzymy.

Właściciele baru #PiwPaw poszli na całość i przegrali. W ich #lokalu znajdziemy prawie 60 piw z nalewaka i drugie tyle w lodówkach. Liczba jest tak oszałamiająca, że w pierwszej chwili każdy klient chce uciekać. Sama byłam świadkiem sytuacji, w której dwóch zdezorientowanych chłopaków opuściło lokal, mówiąc: „Żywca nie ma”. Faktycznie, nie ma. Co jest, nie do końca wiadomo, bo barmanka przywitała mnie hasłem „Lodóweczki nie ogarniam”. Nalewaków też do końca nie, bo prosząc o #piwo jasne i delikatne, dostałam coś przypominającego smakiem karmi. Na szczęście w lokalu istnieje możliwość spróbowania odrobiny piwa za 1 PLN, więc mogłam sprawdzić umiejętności barmanki. Możliwość próbowania to chyba jedyny plus lokalu.

Poza tym jest smętnie, tłoczno i zupełnie bez wyrazu. Fakt, że #PiwPaw otwarty jest całą dobę, ma nie tylko wpływ na pracowników, którzy są sfrustrowani i zmęczeni, ale też na całą kondycję lokalu. Daleko nie szukając, toaleta #PiwPaw mogłaby konkurować z dworcową. Brudna, zdewastowana i z szarym papierem. Najbardziej jednak urzekł nas patent na mydło, które funkcjonowało w postaci nasączonej gąbeczki. Dziękuję. Wychodzę. Idę do lokalu naprzeciwko. Na pewno do toalety i chyba też na #piwo. Skoro milczenie jest złotem, to może też ograniczanie do minimum przynosi złoto. Czas pokaże, ale mam nadzieję, że era lokali wyłożonych terakotą i plastikiem już za nami.

Dodaj komentarz

-->