Charlotte Menora – mniej bywania, więcej jedzenia

Warszawa pl. Grzybowski 2

Kiedy usłyszałam, że w lokalu po dawnej restauracji Menora, w miejscu o którego przejęcie toczyły bój różne instytucje kulturalne, ma się otworzyć Charlotte, miałam mieszane uczucia. Przehajpowana piekarnia z placu Zbawiciela, wydawała mi się jakoś nie na miejscu, szczególnie tutaj, na pl. Grzybowskim. Ale krótka wizyta w „nowej” Charlotte przekonała mnie, że pomysł na to miejsce jest fajny i nowa knajpa (otwarta zresztą pod kuratelą Muzeum Żydów Polskich Polin) ma szanse bezkolizyjnie wpisać się w krajobraz okolic Próżnej.

Nie wykluczam, że na wrażenie to mógł mieć wpływ fakt, że na moje oko w „nowej” Charlotte mniej jakoś młodzieży w Raybanach rozglądającej się, czy wszyscy widzą ich nowe najki i torebkę od Michaela Korsa. Jakby mniej bywania, a więcej jedzenia. Przy stolikach rodziny, starsze osoby, plotkujące krawcowe. Wnętrze też robi dobre wrażenie. Lśniąca stal, lekko postindustrialny charakter, wielkie lustra, które sprawiają, że lokal robi się dwa razy większy, a pieczonych na miejscu chlebów wystawionych w koszach dwa razy więcej.

Charlotte Menora Plac Grzybowski 2

Charlotte Menora Plac Grzybowski 2

Dobrze jest też w menu. Jedna trzecia klasycznego jadłospisu Charlotty, który modni warszawiacy znają na wyrywki, została zastąpiona żydowskimi specjałami. Co godne pochwały, serwowana tu kuchnia żydowska, to nie mocno wyeksploatowana przez restauratorów opcja śródziemnomorska z szakszuka, falafelem i hummusem, a nasza rodzima, wschodnio-europejska, w poszukiwaniu tropów której właściciele ruszyli, niespodzianka, do Nowego Jorku, gdzie żydowska tradycja kulinarna z naszych okolic zachowała się najlepiej. Jest więc chałka, białysy (drożdżówki z cebulą), chanukowe rugelach (kruche rożki z orzechowo-czekoladowym nadzieniem) czy gęsi pipek.

W karcie pojawiły się też kawior po żydowsku (chałka grillowana z siekaną wątróbką) i blintzes (naleśniki z serem, wodą różana i skórką pomarańczową). Wszystko czego próbujemy jest bez zarzutu – dwa rodzaje bajgli – z pstrągiem alpejskim piklowanym w buraczkach i solidna porcją pastrami – wypadają znakomicie. Są soczyste i dobrze skomponowane z dodatkami – odpowiednio – marynowaną cebulą i śmietaną oraz musztardą Dijon z ogórkiem kiszonym.

Niczego nie można też zarzucić kanapce z śledziem marynowanym w occie z cebulką, kaparami i szczypiorkiem. Być może rugellach nie smakowały tak jak te z żydowskiego sklepu na Williamsburgu, których próbowałam jakiś czas temu, ale nie wykluczam, że tamtym uroku dodawała okolica.

Dodaj komentarz

-->