„Green Arrow”: strzał w 10 – recenzja

Z perspektywy czasu możemy z całą pewnością stwierdzić, że marka DC Comics „The New 52” okazała się niewypałem. Nie oznacza to natomiast, że wszystkie tytuły, które ukazały się w tej serii, były złe. Zdarzały się także perełki i prawdziwe diamenty. I to właśnie do tej kategorii można zaliczyć wydany właśnie w Polsce przez Egmont komiks „Green Arrow”.

Jeff Lemire i Andrea Sorrentino to duet, który osobiście bardzo cenię i zawsze, kiedy widzę, że na polski rynek trafia album sygnowany ich nazwiskami, to moje serce szczerze się raduje. To w końcu oni byli odpowiedzialni za tak cenione komiksy, jak „Staruszek Logan” czy „Gideon Falls”. Na temat „Green Arrow”, który został pierwotnie wydany w USA kilka lat temu, słyszałem już wcześniej dużo dobrego, więc tym bardziej nie mogłem doczekać się momentu, kiedy tytuł ten trafi do moich rąk.

Olivier Queen, czyli zamaskowany bohater, pomykający w zielonym kostiumie przez ulice i dachy Star City, to skrzyżowanie Batmana i Robin Hooda. Podobnie, jak Bruce Wayne jest on młodym miliarderem, który używa swojego majątku do walki ze złem, nie posiadając przy tym żadnych super mocy. Potrafi za to doskonale posługiwać się łukiem, lepiej nawet niż sam słynny złodziej z Lasów Sherwood. Umiejętność tą zyskał, kiedy przebywał kilka lat na bezludnej wyspie, gdzie musiał samotnie walczyć o przetrwanie w ekstremalnych warunkach. To wydarzenie na zawsze odmieniło egzystencję Oliviera, który po powrocie do domu nie był już tym samym człowiekiem. Porzucił żywot rozrywkowego playboya, bogactwo zaczęło go brzydzić (sam siebie zaczął określać jako socjalistę) i nie mógł dłużej znieść wszechobecnej przestępczości. Dlatego przywdział drugą, tajną tożsamość.  

„Green Arrow” Egmontu opowiada o wyjątkowo ciężkiej próbie, jaką musi przejść nasz młody bohater, kiedy na jego drodze staje potężny przeciwnik – Komodo. Queen będzie musiał nie tylko go pokonać, ale również zmierzyć się z mrocznymi, rodzinnymi tajemnicami oraz totalnym chaosem ogarniającym jego życie. To będzie naprawdę niebotyczne wyzwanie dla Green Arrowa, który na naszych oczach przejdzie ekspresowy kurs dojrzewania i wgłębienia się we własną osobowość. Jako czytelnicy, będziemy śledzić ten proces z zapartym tchem, bowiem scenariusz i warstwa graficzna w tym komiksie to po prostu czysta perfekcja. Pomysłowe, nietypowe kadry, nieraz popadające w psychodeliczną formę, oddają z całą mocą przeżycia postaci przewijających się przez strony komiksu. Kontrastowe kolory oraz rysunki nasycone mroczną, ziarnistą atmosferą potęgują dodatkowo niesamowity klimat, który udało się zbudować parze Sorrentino/Lemiere.

Jeśli myślicie o tym, jaką powieść graficzną kupić komuś bliskiemu na Mikołaja albo zbliżające się powoli Święta, to spokojnie możecie sięgnąć po poniższy tytuł. Spodoba się on z pewnością zarówno koneserom, jak i osobom, które stawiają dopiero pierwsze kroki w świecie komiksów.

tekst: Archer

-->