Sorry! Ten tytuł ukradłem kobiecie. W 1971 r. badaczka sztuki Linda Nochlin pytała, dlaczego w muzeach, galeriach i podręcznikach do historii tak mało kobiet. Sam zadawałem sobie to pytanie i pewnie wielu z was też, nawet jeśli na co dzień nie śledzicie życia w galeriach. Bo tu chodzi także o kino, muzykę, teatr, słowem – kulturę. Poszukajmy zatem odpowiedzi.
Dlaczego nie było wielkich artystek? Ano choćby dlatego, że choć podłączeni do internetu i zdolni wsiąść do samolotu, który w 15 godzin zawiezie nas z Europy do Australii, wciąż rządzeni jesteśmy prawem silniejszego. Przemoc symboliczna widoczna jest na każdym kroku, także w kulturze. Pisała o tym Nochlin, nazywając to „poddaństwem kobiet”. Wyjaśniała też, co z takiego porządku świata wynika. Jako geniuszy wciąż postrzegamy tylko artystów mężczyzn – to mit, do którego zdecydowanie bardziej pasuje penis.
O tym, jak trudno jest kobietom przebić się przez szklany sufit, opowiadały też artystki, np. Judy Chicago. Na drugim piętrze Brooklyn Museum of Art w Nowym Jorku na stałe zainstalowano jej instalację „Przyjęcie obiadowe” – wielki stół zastawiony talerzami symbolizującymi znane kobiety w historii. Talerzy było 39. Nazwiska mniej znanych lub całkiem zapomnianych przez historię kobiet artystka wypisała na obrusie. To hołd dla przeszłości, o której nie pamiętamy. Rzeźbiarka Katarzyna Kozyra na najnowszej wystawie w berlińskiej galerii Żak / Branicka prezentuje postać Elisabeth Christiny, wyjątkowo zdolnej córki botanika Karola Linneusza, która nigdy nie mogła studiować, bo nie pozwalały na to konwenanse XVIII w. Przypadki kobiet stłamszonych przez własną płeć można wymieniać bez końca. Moim ulubionym przykładem jest malarka Lavinia Fontana. Sami sprawdźcie i oceńcie, czy nie zasługuje na przynajmniej takie uznanie co tworzący w tamtych czasach malarze.
Po pytaniu o obecność kobiet w historii powinniśmy pomyśleć o ich obecności w aktualnym życiu artystycznym. Z jednej strony ważnymi instytucjami sztuki w Warszawie – Zachętą, U-jazdowskim, Muzeum Sztuki Nowoczesnej, a do niedawna także Muzeum Narodowym – rządzą kobiety. Z drugiej – nagrody, nawet te przyznawane przez liberalne środowiska, jak choćby Paszporty Polityki, wciąż zdobywają faceci. W ostatnich 10 latach kobiety zwyciężyły dwa razy.
O parytet trzeba dbać w każdym aspekcie i na każdym etapie rozwoju, a instytucje publiczne powinny się o to troszczyć w pierwszej kolejności. Przykładem niech będzie tegoroczny Project Room w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski. To projekt, który od lat promuje młodą sztukę. W tym roku na cykl składa się sześć wystaw, z których pięć należy do młodych artystek.
Ale parytet to tylko element feministycznej praktyki. Bo choć kuratorami są niemal wyłącznie mężczyźni (wyjątek stanowi Aurelia Nowak, kuratorka wystawy Karoliny Babińskiej), to na wystawach poruszane są tematy stanowiące o kobiecej podmiotowości (a przynajmniej tak mi się wydaje). Ania Nowak już w tytule wystawy pytała „Czy można umrzeć na złamane serce?”. Czy to pytanie kobiece? Nie, ale to pytanie, które mężczyźni baliby się zadać. Weronika Gęsicka pokazała wystawę przypominającą domek dla lalek. Nie dało się oprzeć wrażeniu, że chodzi tu o podkręcanie stereotypowo rozumianych ról społecznych. Nawet mężczyzna Grzegorz Stefański pokazał na wystawie jedynie mężczyzn upadających. Kontekst chyba łatwo sobie dopowiedzieć.
Teraz czas na przedostatnią wystawę. Będzie nią pokaz Karoliny Mełnickiej, która swój solowy debiut w U-jazdowskim tytułuje „Success Story”. Wystawa traktuje o etosie pracy i sukcesu. Kobiety zaczynają przejmować i tę, zarezerwowaną dotąd dla mężczyzn, część świata. Albo – co może nawet lepsze – rozbijają mit sukcesu, pokazując, że w sztuce nie chodzi o geniusza ani o „Success Story”, ale o próbę wzajemnego zrozumienia (więcej o wystawie TUTAJ).
Wystawę Karoliny Mełnickiej „Success Story”, wynik refleksji artystki nad etosem kreatywności i jego związkami z biznesem, można obejrzeć w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski do 18 listopada.
Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski to działająca od ponad 30 lat stołeczna instytucja kultury, od ponad roku posługująca się także skrótem U-jazdowski. Na terenie zamku, otaczającego go parku oraz w sąsiednim budynku dawnego arsenału znajdziemy galerię sztuki, niezależne kino oraz przestrzenie, w których organizowane są performanse i koncerty.