W całym zamieszaniu, które od jakiegoś czasu trwa wokół muzyki z środkowej Afryki, musiały chyba maczać palce siły magiczne. Najbardziej wyhajpowane dźwięki na Czarnym Kontynencie są bowiem nagrywane przez ludzi żyjących w jednym z najbiedniejszych krajów świata oraz weteranów wojennych. Ich nagrania dystrybuowane są za pośrednictwem ulotnych i kapryśnych pamięci telefonów komórkowych, będących najpopularniejszym nośnikiem muzyki w regionie. A wszystko to razem tworzy hałas, który powoli staje się głośniejszy niż skandynawska scena brutalnego metalu.
Nigerczyk Mdou Moctar jest jednym z tych, którzy zaczynali swoją karierę w takich właśnie warunkach. Na gitarze nauczył się grać w Libii, a po powrocie do ojczyzny został muzykiem weselnym. Jego lokalna popularność stała się pretekstem do nakręcenia pierwszego w historii tuareskiego filmu dźwiękowego „Akounak Tedalat Taha Tazoughai”, co w wolnym tłumaczeniu znaczy „Deszcz w kolorze czerwieni z domieszką niebieskiego”. Niektórzy z was chyba w tym momencie połączyli wszystkie fakty (nazwa i okładka) i słusznie skojarzyli podobieństwo tej płyty do klasycznego albumu „Purple Rain”.
Tak jak kultowa płyta Prince’a, tak i tuareska produkcja opowiada historię młodego muzyka zmagającego się z życiem, miłością oraz konfliktami z innymi muzykami. Film i nagrana specjalnie do niego płyta to luźno inspirowana życiem Moctara opowieść o tuareskim rock’n’rollowcu i całej tamtejszej scenie.
Ten album jest soundtrackiem tylko oficjalnie. Tak naprawdę to jedna z fajniejszych autorskich płyt z tego regionu, jaka powstała w ostatnim czasie. Znajdziecie tutaj zarówno duchowość i romantyzm Tamikrest, skoczną przebojowość Terakaft, ale też transowy szamanizm Imarhana Timbuktu. Jest jeszcze coś, czego wciąż brakowało na tego typu produkcjach.
Niczym nieskrępowana dzikość, lecz nie ta pustynna, która jest fundamentem twórczości wszystkich wymienionych artystów, ale całkiem nowa. Eksperymentatorska, rozimprowizowana, rzucająca wyzwanie i przesuwająca granicę tego gatunku.
Nie jest to oczywiście płyta przełomowa, ale wszyscy obserwujący to, co wyprawia się w północnej Afryce, znajdą na niej kilka patentów, które usłyszą po raz pierwszy.Czy to początek czegoś jeszcze większego? Raczej nie, ale to silny fundament całej konstrukcji, który dzięki festiwalom filmowym może zwrócić oczy kolejnych osób w stronę styranego biedą i pustynnym słońcem pogranicza Mali i Nigru. Bo w tym zapomnianym przez Boga i człowieka regionie tworzy się właśnie przyszłość muzyki. Nie przegapcie tego!
Mdou Moctar
„Akounak Tedalat Taha Tazoughai”
Sahelsounds
2 komentarze