Vienia: SzamoWyzwalacz, do usług!

Jego cykl „Vienia rozmowy przy stole”, zwany Szamowyzwalaczem, był formatem unikatowym. Raper o gastro? Tak, i to w towarzystwie gwiazd. Jak Piotr Więcławski wspomina „Aktivista”?

Aktivist: Czym był dla Ciebie „Aktivist”?

Vienia: W momencie, kiedy zaczęła się tworzyć jakakolwiek struktura warszawskiego życia klubowego, „Aktivist” był pierwszą gazetą – w zasadzie taką „zawiadowczą” – która porządkowała to, co się działo w mieście. Były tam recenzje nowych płyt, różnorodnych gatunków muzycznych pojawiających się w klubach, zapowiedzi imprez, wywiady z ciekawymi ludźmi. Wszystko to, czego potrzebował warszawski klubowicz, żeby dowiedzieć się, co w danym miesiącu warto zobaczyć i przeżyć. Na co pójść do kina, teatru, klubu czy restauracji? Jakich płyt słuchać, gdzie chodzić, gdzie bywać?

„A”: Jak wspominasz swoje „rozmowy przy stole”, które prowadziłeś na naszych łamach?

Vienia: Właśnie tę swoją część pracy przy „Aktiviście” wspominam najmilej. Bo nie dość, że rozmówcami byli zawsze zacni goście, to jeszcze spotykaliśmy się w świetnych miejscach, gdzie mogliśmy dosyta najeść się dobrym jedzeniem – wybieranym zazwyczaj przez osobę zaproszoną. To w zasadzie wymarzony zawód dla dziennikarza czy fotografa: przyjemna rozmowa, a przy niej smaki ważne dla mojego gościa, które tworzyły dodatkowy kontekst.

„A”: Którą z rozmów pamiętasz do dziś? Która była dla Ciebie najciekawsza i najbardziej inspirująca?

Vienia: Moja ulubiona to ta z Hubertem Urbańskim. Rozmawialiśmy o jego bułgarskich korzeniach, jedząc bałkańskie specjały. Opowiadał mi wtedy sugestywną historię, która uruchomiła we mnie ogromną wyobraźnię. Jako dziecko sam bywałem na Bałkanach, w Grecji, na kempingu z rodzicami – więc doskonale zrozumiałem jego opowieść. W mojej głowie wyświetlił się cały bałkański teledysk: mały Hubert Urbański jeżdżący motorem dziadka po alkohol, odwiedzający ciocię, u której pachniało pastą do parkietów, a mieszkanie tonęło w półmroku, bo – jak to na Bałkanach – przed nadmiarem słońca zasłaniano okna ciężkimi kotarami. To było dla mnie najpiękniejsze: zobaczyłem tę historię oczami wyobraźni.

„A”: Czego życzysz nam na kolejne dwadzieścia pięć lat?

Vienia: Przede wszystkim – żeby papier nigdy nie zniknął z rynku wydawniczego. Magazyny i gazety to symbol czasu i pewnego stylu życia: siedzenia w kawiarni, przeglądania stron przy kawie. Dziś ucieka nam to w stronę telefonów i tabletów, a ja życzyłbym sobie, żeby „Aktivist” przetrwał jako taki „rozprowadzacz” informacji kulturalnej o tym, co dzieje się w Warszawie. Taka gazeta jest potrzebna – żeby móc obejrzeć zdjęcia, okładki płyt, layouty festiwali, poczytać o wystawach, filmach, klubach czy koncertach. To daje możliwość zaznaczenia sobie w kalendarzu wydarzeń, które chcemy odwiedzić. I to jest fajne, to jest bardziej oldschoolowe – w najlepszym sensie.

„A”: A sobie czego życzysz?

Vienia: Żebyście nigdy nie zniknęli (śmiech). I żebym dalej mógł z Wami pracować – przy kolejnych wydaniach. SzamoWyzwalacz, do usług!

Foto: Paweł Starzec

Foto: Paweł Starzec

Tekst: Rafał Kruhlik
Foto: Paweł Starzec

-->