Stare szopy, rozpadające się gospodarstwa, zagubione wśród lasów murki, buda z lodami w maleńkim miasteczku. Najlepsi polscy writerzy ruszają w trasę po Polsce, żeby sprawdzić, jak miejska sztuka sprawdza się wśród pól.
Kąpią się w rzekach, śpią pod namiotem, wcinają kiełbaski z ogniska. Idą na żywioł. Skręcają w polne drogi, szukają zabudowań i miejsc, które jakoś do nich przemówią, sprowokują do działania. Jeśli jakaś szopa, kamienica albo budynek gospodarczy zwróci ich uwagę, wyciągają z bagażnika puszki z farbami. Zmęczeni miejskim krajobrazem streetartowcy ruszają na polską wieś, żeby skonfrontować swoje prace z nową przestrzenią. To, co robią, dokumentują.
Debiutancka odsłona „Rurales” była zbiorem nagrań z lat 2013-2015, które ukazywały akcje streetartowe nie tylko w plenerach wiejskich, ale również w pustostanach. – Traktujemy to jako oderwanie od wielkomiejskiego zgiełku – natura, cisza, spokój… Na malowanie w mieście zazwyczaj potrzeba oficjalnej zgody i przygotowywania projektu, a na wsi jesteśmy wolni – ustalamy szczegóły tylko z gospodarzami. Ich historie bywają zresztą inspirujące do stworzenia obrazów – tłumaczy Seikon, jeden ze współtwórców projektu. Na kilkudziesięciominutowym filmie, nakręconym i zmontowanym przez Kubę Goździewicza, uwieczniono w akcji inicjatorów projektu Seikona i Szymana oraz Jay-Popa i Krika, a także towarzyszących im w wybranych lokalizacjach Mrufiga, Gregora Gonsiora i Zwycky’ego.
Poprzednio panowie odwiedzili takie miejsca jak Miechucino czy Parchowo. W tym roku wybór padł na punkciki na mapie Warmii i Mazur oraz trzech województw: mazowieckiego, lubelskiego i podlaskiego. Ekipa powiększyła się też o kolejnego malarza – reprezentującego niezwykle popularną grupę Etam, Sainera. Gościnnie na Mazowszu pojawili się Sepe i Chazme. – Nie robimy naboru na Ruralesa, po prostu malujemy w gronie osób, z którymi mamy dobry kontakt i możemy miło spędzić czas – tłumaczy Seikon. Panowie wybrali się na swój trip w kwietniu tego roku. Na tym jednym, ale za to intensywnym wypadzie będzie oparty nowy film. To jednak nie wszystko.
Premiera będzie jednocześnie debiutem okolicznościowego zina z fotografiami przedstawiającymi inicjatywę od kuchni. Żeby poznać „Rurales”, trzeba się trochę wysilić. Próżno bowiem szukać tych filmów w sieci. – Drukowany zin czy pokaz filmu na dużym ekranie działają nieporównywalnie lepiej niż publikacja w PDF-ie czy wideo, które przy ogromnym natłoku informacji mignie gdzieś na wallu – tłumaczy Seikon, wyjaśniając, dlaczego współtworzony przez niego projekt omija przestrzeń wirtualną. W necie oczywiście można śledzić, co i jak się dzieje wokół „Rurales”, natomiast nie liczcie na to, że w sieci obejrzycie film podsumowujący pierwszą edycję tej inicjatywy. Nie ma tak łatwo – musicie zarezerwować sobie czas na któryś z oficjalnych pokazów.
570 komentarzy