Koledzy
Równie irytujący potrafią być koledzy po fachu. Choć Frota, Michał i Bartek przyznają, że środowisko trzyma raczej ze sobą sztamę, to oczywiście zdarzają się wyjątki. – W zeszłym roku na Open’erze był chłopak, który notorycznie na przejściu zostawiał drabinkę. Ochrona cały czas musiała mu ją przestawiać, ale on nic z tego sobie nie robił – mówi Frota. Podobna sytuacja spotkała fotografów na koncercie Air w Stodole. Menadżer wyszedł przed koncertem i poprosił, żeby nie robić zdjęć z fleszem. Podczas pierwszego utworu błysnęła lampa. Wszyscy zostali natychmiast wyproszeni z fosy. – Inaczej to wygląda niż reporterka newsowa. U nas się nie krzyczy, nie gada, chodzi po cichu. Panują pewne zasady. Nie pcha się pod nos artysty i nie wali serią podczas cichych kawałków – opowiada Michał. Robienie zdjęć na koncertach przypomina trochę fotografowanie zwierząt w puszczy. Trzeba uważać, żeby nie spłoszyć artysty. Równocześnie trzeba szukać sposobu na ciekawe ujęcie. – Ostatnio byłem na wystawie zdjęć koncertowych. Większość niestety wyglądała bardzo podobnie. Nie wiem, czy chodzi o to, żeby robić cały czas te same kadry, ale ja mam dość takiej fotografii – mówi Bartek. Na wystawie pokazał zdjęcie przedstawiające but wokalistki Savages przy głośniku. Obcasem przytrzymywała listę numerów. – Początkowo nie chciano mi tego zdjęcia przyjąć. Koledzy mówili, że mało koncertowe – dodaje.
Muzyka
Koncert to koncert. Bez muzyki się nie obejdzie. A jak wiadomo, bywa różna. Michał Murawski mówi otwarcie, że nie potrafi robić zdjęć zespołom, z którymi nie czuje mięty. – Do zdjęć wybieram tylko muzykę, którą lubię albo którą chce poznać – deklaruje. W jego przypadku to proste, bo fotografia koncertowa jest jedynie jego pasją. Frota i Bartek jako zawodowcy musieli kilka razy się poświęcić. – Na koncercie muszę czuć się poprawnie – mówi Frota. – W fotografii koncertowej chodzi o to, żeby sprzedać pozytywne emocje, zrobić reklamę artyście i wydarzeniu. Kiedy jest ono naprawdę słabe, trudno zrobić dobre zdjęcia – opowiada. Wyjściem z sytuacji mogą być zatyczki do uszu. Fotografowie jednogłośnie przyznają, że są tak samo ważne jak obiektywy. – Wbrew pozorom zatyczki pozwalają usłyszeć więcej dźwięków. Dzięki nim dowiedziałem się, że Arcade Fire fałszują, a ktoś śpiewa z playbacku – śmieje się Murawski. Oczywiście tych dających dobre koncerty jest więcej, niż tych fałszujących. Bycie blisko wykonawcy pozwala na nawiązanie wyjątkowej relacji. – Lubię patrzeć, jak się robi muzykę. Uchwycenie procesu tworzenia to dla mnie wyzwanie – opowiada Michał.
Pieniądze
Wyzwaniem jest też przetrwanie. Frota po siedmiu latach utrzymywania się tylko z koncertów musiała znaleźć sobie dodatkowe zajęcie. Bartek przerzucił się na fotografowanie sportu, a Michał zawsze miał też inne źródło dochodu. – Za jedno wesele dostaje się więcej niż za festiwal – śmieje się Michał Murawski, równocześnie deklarując, że nigdy by się z „ślubnymi” na robotę nie zamienił. Problemem są nie tylko redakcje, które za zdjęcia nie płacą albo po prostu ich nie zamawiają, ale też sami artyści. – Kiedyś miałam taką misję, żeby promować nieznane zespoły. Chodziłam na wszystkie supporty. Tylko że okazało się, że oni regularnie kradną mi zdjęcia. Przestałam więc ich fotografować – mówi Frota. Michał potwierdza, że jeszcze do niedawna pokutowało przeświadczenie, że wszystko, co znajduje się w internecie, jest wspólne. – Ostatnio trochę się to zmieniło. Budżety są symboliczne, ale przynajmniej czujemy się docenieni – opowiada. Pieniądze to jednak wbrew pozorom najmniejsza przeszkoda. Kiedy pokona się wszystkie stopnie wtajemniczenia, nie myśli się o zarobku. A przynajmniej przez chwilę się nie myśli, bo na plecach ma się 15 kilogramów, a na zegarku 15 sekund na ujęcie.
Tekst: Olga Święcicka, foto: Joanna „Frota” Kurkowska, Michał Murawski, Bartek Bajerski
282 komentarze