Deadbeat – legenda drugiego planu

Deadbeat
„Walls and Dimensions”

Po ponad półtorej dekady obecności na scenie Deadbeat wydał swoją dziesiątą płytę. I chociaż przez te wszystkie lata Scott Monteith nigdy nie stał się gwiazdą pierwszej ligi elektroniki, to doceniali go wszyscy – od słuchaczy po każdego szanującego się didżeja. Zatytułowany „Walls and Dimensions” album to projekt potwierdzający bogactwo fascynacji producenta. Wprawdzie najwięcej na płycie można usłyszeć brzmień dub-techowych, ale znalazło się tu też miejsce na mieszankę dubstepu, deep house’ów, berlińskiego techno, a nawet songwritingu. To ostatnie to zasługa gości, którzy pojawili się na „W&D” – wśród nich znajdziemy m.in. Dehlię De France i coraz chętniej żeniącego się z elektroniką Finka.

Wszystkie te gatunki mieszają się ze sobą idealnie, są podszyte lekko mrocznymi brzmieniami, którym na szczęście daleko do melancholijności. Łatwo zauważyć miłość artysty do partii smyczkowych, które często przebijają się przez warstwy bitu i melodii typowych dla elektroniki (choćby świetny „Stekker Forever”). Na szczęście mimo dużej złożoności utwory nie tracą tanecznego potencjału. Zresztą przez większość kariery Deadbeat nie stawiał na hity i nadal pozostaje wierny swoim regułom tworzenia muzyki pięknej, ale nie prostej. Takiej, która tylko na chwilę podniesie nas z siedzeń, aby pozostawić po sobie ledwo zapadające w pamięci wspomnienie. Nowe wydawnictwo artysty to kolejna bardzo dobra płyta, która niestety znów utwierdza go w roli legendy drugiego planu.

Dodaj komentarz

-->