“St. Vincent” zapowiada się jako jeden z tych filmów, w których mamy starego, niemiłego faceta, który poznaje dziecko i dzięki niemu zmienia się. Oczywiście jakoś w 70 minucie filmu niemiła wcześniej postać robi coś strasznego. Tak strasznego, że dzieciak, który go zmieniał nie chce już go więcej widzieć. Jednak wszystko się dobrze kończy.
Lubię takie filmy. Nawet jeśli nie jest to nic nowego miło będzie zobaczyć Billa Murraya jako gadatliwego, starego, sfrustrowanego palant.
Film trafi na ekrany kin 24.10