Ostatnie takie lato
Czy jest coś gorszego od okresu dojrzewania? Tak, kilkadziesiąt kolejnych lat życia, ale nie łagodzi to oceny tych trudnych początków. Rzadki wąs sypie się równie obficie jak łupież, pierś puchnie (lub, co gorsza, nie), matchboxy i lalki lepiej rzucić w kąt, by nie narazić się na klasowy ostracyzm, a żeby ukryć mapę wulkanicznych archipelagów zwaną dyplomatycznie trądzikiem, trzeba owinąć warkocz wokół twarzy. Mieć air-maxy albo nie być, być skejtem albo siedzieć w pierwszej ławce. Coś o tym wie Lucio – zaokrąglony nastolatek, który wraz z samotnie wychowującą go matką spędza wakacje na meksykańskim wybrzeżu. Są ze sobą blisko, świetnie się rozumieją i traktują jak kumple, ale to będzie ostatnie takie lato. Lucio bowiem dorasta, a przy hotelowym basenie poznaje swoją rówieśniczkę, Maríę.
W „Tostach po meksykańsku” właściwie nic się nie dzieje – troje bohaterów i ich prozaiczne rozmowy, kamera, która prawie nie opuszcza anonimowych wnętrz hotelu po sezonie wakacyjnym. Eimbcke wykorzystuje tę samą metodę co w swoim wcześniejszym, docenianym na festiwalach obrazie „Nad jeziorem Tahoe” – ze scenariusza usuwa zwroty akcji, dramatyczne momenty wycisza, a klucz do filmowej historii znajduje w tym, co zwyczajne i powszednie. Jedzenie, przysypianie na leżakach i wygłupy w basenie – pozornie tylko tyle. Z błahej codzienności wyłania się jednak intymny portret relacji, w którym jest miejsce zarówno na rodzinną zażyłość, drobne złośliwości, jak i naukę akceptacji. To także niezwykle uczciwy obraz rodzącej się seksualności i… matczynej zazdrości. Kino może i skromne, ale pożywne jak tosty i ciepłe jak Meksyk.
Tosty po meksykańsku
(„Club Sandwich”)
reż. Fernando Eimbcke
obsada: Lucio Giménez Cacho, María Renée Prudencio, Danae Reynaud
Meksyk 2013, 82 min
Art House, 9 stycznia