PLAKAT MA SIĘ PODOBAĆ
Chcemy pokazać, że mamy nową polską szkołę plakatu – mówi Karolina Kiepas, współorganizatorka trzeciej edycji Targów Plakatu. Kto ją współtworzy? Chociażby sześćdziesięcioro artystów, których zobaczymy 5 grudnia w warszawskim klubie 1500m2.
Niebawem ruszają Targi Plakatu. Razem z Gosią Piotrowską szykujecie je już po raz trzeci.
Tak, to wspólny pomysł, który pojawił się już parę lat temu. Przede wszystkim stwierdziłyśmy, że do tej pory nie było takiego wydarzenia w Polsce, co, bez wątpienia, było istotną luką. Co chwila pojawiają się gdzieś targi designu, na których można kupić właściwie wszystko, co mieści się w tym pojęciu, lub aukcje sztuki współczesnej, na które nie wszystkich stać. Naszym celem było stworzenie wydarzenia poświęconego dziedzinie plakatu artystycznego i jego współczesnej, odświeżonej interpretacji
Miałyście wcześniej kontakt z tym środowiskiem?
Przez ostatnie pięć lat pracy przy polskiej edycji kopert „Don’t Panic” mimowolnie siedziałyśmy w środowisku plakatowym, spotykałyśmy się z twórcami, rozmawiałyśmy o problemach, które ich dotykają. O dobrych i złych plakatach, o plakatach na rynku sztuki. Wydawałyśmy w tym czasie non profit plakaty polskich artystów, które były składane do formatu naszej koperty. Te następnie dystrybuowane były w największych miastach w Polsce. W pewnym momencie miałyśmy w biurze ogromną ich ogromną ilość, z którymi nie było wiadomo co zrobić. Uznałyśmy, że można by je wyeksponować – w końcu niezłożone miały większą wartość kolekcjonerską – i połączyć to ze spotkaniem z twórcami. Chciałyśmy zrobić też coś więcej dla artystów.
Co konkretnie?
Wydaje mi się, że młodzi plakaciści mają pod pewnymi względami trudniej niż ci z lat 60. W tamtych czasach polski plakat był nośnikiem idei, haseł propagandowych czy opozycyjnych, którymi żyło większość społeczeństwa. Takich, które miały uderzać w czułą strunę, poruszać serca, podrywać do sprzeciwu. Taki plakat był ważny. Teraz większą wagę przykłada się do wyrażenia wolności, indywidualizmu artystycznego i sposobu wyrażania siebie. To też jest dobre, ale sprawia, że tego typu twórczość jest mniej zauważalna, powszednieje i ciężej przebić się ze swoją wrażliwością.
Wydaje się, że jest wręcz przeciwnie. Chociażby dzięki internetowi możliwy jest szerszy zasięg i lepszy dostęp do powstającej sztuki, zwłaszcza tej amatorskiej, nie robionej na zamówienie.
To prawda, teraz każdy może rysować, projektować – ma do tego dostępne narzędzia i lepsze warunki. Takich ludzi, którzy coś ilustrują jest ogrom, ale przez to trudniej jest odnaleźć wśród nich jakieś perełki. Z takim problemem musiałyśmy się też zmierzyć z Gosią – w czasie naboru wystawców napłynęło ponad trzysta zgłoszeń. To bardzo dużo.
Ostatecznie stanęło na około 60 wystawcach.
W dodatku dosyć mocno zróżnicowanych, zarówno stylistycznie, jak i tematycznie. Nie ukrywam, że taka różnorodność stanowi o wartości targów. To nie tylko absolwenci ASP, profesjonalni graficy i ilustratorzy, lecz także amatorzy, tak zwani self-made men, jak Justyna Szczepankiewicz czy Niebieski Robi Kreski. Ludzie, którzy tworzą w zaciszu własnego domu. Tacy, dla których sztuka stała się czymś ważnym zupełnie przypadkowo, na przykład jako forma wychodzenia z osobistych problemów. Ci ludzie opowiadają nam swoje historie, które są nieraz bardzo intymne. To dla nas ważne, że obdarzają nas takim zaufaniem. To świadczy o tym, że nasze targi to coś więcej niż tylko grupa ludzi sprzedających swoje prace. To społeczność, która czuje się w pewien sposób zgrana. Fajnie do tego podchodzą – wymieniają się doświadczeniami, rozmawiają, cieszą się, że w końcu będą mieć okazję coś od siebie podpatrzeć.
Wśród wystawców jednej stron mamy Przemka Dębowskiego, współzałożyciela Karakteru i autora szat graficznych ich książek. Z drugiej strony na przykład Gra-Fikę – bardzo modernistyczną, surową grafikę retro. Pomiędzy nimi jest szereg nazwisk, z których każde prezentuje inny styl. To duży przekrój.
To prawda. Jest Iza Kaczmarek, która robi bardzo malarskie plakaty, i jest na przykład Nesser Art, którego prace trudno w zasadzie opisać – są bardzo nowatorskie. Pojawi się też Zbiok, którego backgroudem jest street art, czy Justyna Frąckiewicz, zafascynowana typografią. Wiele z tych osób współpracuje z nami już dosyć długo, jak np. Maria Regucka czy Justyna Szczepankiewicz. Podobnie jest z Karolem Banachem czy Maggie Piu. Wśród wystawców są osoby, które skupiają się stricte na plakacie informacyjnym, czyli na jego pierwotnej roli, ale nie tylko. Będziemy gościć sklepy, które mają w swojej ofercie dzieła Polskiej Szkoły Plakatu i ich spadkobierców: Grafiteria, Poster.pl i Polish Poster Shop. Będzie można kupić dzieła chociażby Młodożeńca czy Waldemara Świerzego. Taki przekrój jest dobry.
No właśnie, wspominasz Polską Szkołę Plakatu. Henryk Tomaszewski powiedział kiedyś, że plakat musi być dziwką, to znaczy – idąc ulicą, musi rzucać się w oczy. Jak wygląda sprawa z tymi współczesnymi? Nie jest tak, że owszem, w większości rzucają się w oczy, ale też trochę je szczypią?
Szczypią i to bardzo. Generalnie przestrzeń miejska w Polsce jest bardzo zaśmiecona. Plakaty, które dominują w lightboxach używają bardzo agresywnych w odbiorze środków. Uważam, że paradoksalnie bardzo trudno jest przebić się dobremu plakatowi. To zresztą słyszymy też od artystów, którzy biorą udział w różnych konkursach. Nie do końca rozumiem, gdzie leży ten problem. Czy jury konkursowe jest kiepsko dobrane, czy może jest problem z gustem? A może jakiś kurator powinien sprawować nad nimi pieczę? Nie wiem.Na pewno jest ciężko edukować ludzi pod kątem estetycznym, zwłaszcza młode pokolenie. Umówmy się – jeżeli jakieś dziecko idzie tą ulicą, przy której jesteśmy, i widzi takie krzykliwe, niebiesko-żółto-czerwone plakaty z fatalną kompozycją, jakie my teraz widzimy, raczej nie uczy się życia w estetycznym, dobranym otoczeniu. Skoro łatwiej jest wywiesić ogromną, wielkoformatową reklamę jakiejś sieciówki na zaniedbanym budynku niż go odnowić, to w zasadzie nie ma się czemu dziwić.
Pytam o Polską Szkołę Plakatu też z powodu waszego plakatu, zaprojektowanego przez Rudzkiego. Jest piktogramowy, postmodernistyczny. Dosyć wyraźnie nawiązuje do spuścizny poprzedniego pokolenia plakacistów.
Tak, dokładnie. Jacek bardzo dobrze wyczuł, czego chcemy. A chcemy tymi targami pokazać, że teraz mamy nową polską szkołę plakatu. To, że też mamy teraz dużą wiedzę o designie, duże wyczucie trendów i jednocześnie odwagę wyprzedzania ich. Te targi, mamy nadzieję, będą przeglądem tego, co się dzieje w polskim projektowaniu i sztukach plastycznych w ogóle. Przy wyborze wystawców staraliśmy się wyjść poza to, co jest popularne – coś w rodzaju „keep calm and…” coś tam. W efekcie z bólem serca odesłaliśmy ponad 200 osób.
Prezentujecie nie tylko plakaty w tradycyjnym ich rozumieniu, ale też wielkoformatowe ilustracje, grafiki czy graffiti. Ile więc jest plakatu na targach plakatu?
Dla mnie plakatem jest każda grafika, którą można wydrukować na papierze w formacie A2 i oprawić. Tak też rozumie się plakat w angielskim – jako szeroko pojęty poster. Nie będzie więc tylko plakatów, które łączą funkcję graficzną z afiszem, lecz także dużo ilustracji w formacie plakatowym. Grafika? Ilustracja? Plakat? Nie lubimy takiego sztywnego trzymania się schematów.
Proponujecie kupno prac największych polskich street arterów – Zboka Czajkowskiego czy Wiura. Jest to jednak forma sztuki, która powstaje na ulicy i dla ulicy. Drukowana na papierze zmienia już swoją funkcję .
Jesteśmy obie ogromnymi fankami street artu, cała idea Don’t Panic też stąd wypływa. Już wcześniej zapraszałyśmy wielu swoich znajomych graficiarzy, którzy robili specjalnie dla nas grafiki na plakaty do kopert. Te osoby, które wymieniłaś, mają potrzebę przeniesienia tej swojej sztuki do domów. To w zasadzie nic nowego – wiele osób robi zdjęcia sztuki ulicznej, bo się podoba. Teraz dajemy możliwość powieszenia w domu pracy np. Etam Cru. Będzie to też okazja zobaczenia malującego na żywo Nawera, który ostatnio coraz rzadziej bywa w Polsce.
Street art ma to do siebie, że bardzo lubi ingerować w sprawy najbardziej palące – polityczne, społeczne, miejskie czy mniejszościowe. To wspólny punkt zaczepienia z plakatem?
Tak, cała historia plakatu pokazuje, że miał on funkcję informacyjną, uwrażliwiał na problemy, uczulał. Street art przejął tę funkcję plakatu, gdy w latach 90. pojawiła się nachalna, niekoniecznie dobra reklama i komercja. Teraz widzimy powrót do uwrażliwiającej roli plakatu, do nowego sposobu mówienia obrazem.
Ale to nie wszystko. Poza proponowanymi przez was pracami „interwencyjnymi” są też te, których rola jest wyłącznie estetyczna. Takie, które po prostu mają cieszyć oko.
Jak najbardziej. Chodzi o to, żeby plakat ci się po prostu się podobał – żeby można było powiesić go na ścianie w pokoju i żeby ładnie wyglądał. Sztuka dla sztuki nie jest w końcu niczym złym.
Targi plakatu
Klub 1500m2, Warszawa
5.12.2015