„Sekret Madeleine Collins” – opis filmu
Judith prowadzi tajemnicze, podwójne życie. W Szwajcarii mieszka z Abdelem, z którym wychowuje małą córeczkę; we Francji jest związana z Melvilem, z którym ma dwóch starszych synów.
Dwa różne światy, które Judith zbudowała na tajemnicach, kłamstwach i ciągłych podróżach, powoli wymykają się spod kontroli. Ta misterna układanka, w której nawet na pytanie o imię nie ma prostej odpowiedzi, zaczyna się sypać. Ale Judith, nie zważając na nic, decyduje się dalej brnąć w tę niebezpieczną grę. Do czego jest w stanie się posunąć, żeby zachować dwa odrębne życia?
„Sekret Madeleine Collins” to utkany z hitchcockowskich motywów dramat, który stopniowo, wywołując dreszcz emocji, zatapia widza w tajemnicach ludzkiej natury. Film – swoją mistrzowsko rozwijającą się i zaskakującą niespodziewanymi zwrotami historią – zachwycił widzów i krytyków festiwalu w Wenecji.
WYWIAD Z VIRGINIE EFIRĄ
Co spodobało ci się w scenariuszu filmu „Sekret Madeleine Collins”?
Virginie Efira: Rzadko zdarza się, że otrzymuję tak genialnie napisany scenariusz, który jest tak idealnie skrojony w swoim gatunku: z niemal matematyczną precyzją każda scena dodaje coś nowego na temat tajemniczej osobowości, której złożony charakter stopniowo odkrywamy, choć może się wydawać, że nie wszystkie elementy do siebie pasują. Historia przypomina thriller, jednak pełna jest powracających pytań: Co to znaczy być prawdziwie sobą? Czy to, kim jesteśmy, zbudowane jest wyłącznie z historii naszego życia? Jak to się dzieje, że jesteśmy, kim jesteśmy? itp. Jednym z moich ulubionych filmów ostatnich lat jest Zaginiona dziewczyna Davida Finchera: historia jest intrygująca i zawiera szerszą oraz transgresyjną analizę intymności i społecznego wizerunku pary. We francuskim kinie zwraca się większą uwagę na wierność gatunkom filmowym, a ten scenariusz był być może pierwszym, jaki otrzymałam, który to naruszył.
Czy czułaś, że rola, którą dostałaś w tym filmie, to rola, której nigdy wcześniej nie zagrałaś?
Virginie Efira: Jeśli coś cię interesuje, to zwykle dlatego, że pozwala ci eksperymentować z czymś nowym lub wydaje ci się intrygujące. Mam też poczucie, że wszystkie postaci, które zagrałam, mogłyby się ze sobą dogadać. Bohaterka Sekretu Madeleine ma coś wspólnego z Sibyl. Jednak to wszystko jest podświadome: nie myśli się o postaciach, które się wcześniej zagrało lub których się nie zagrało. W przypadku tej postaci znalazłam temat, który mnie interesuje: złożona tożsamość, której zewnętrzne warstwy są stopniowo zdejmowane, a wyłaniająca się postać nie wie, co ma jeszcze do zaoferowania, a potem znów się odbudowuje. Jak do tej pory często grałam przeciwne role: kobiet, które się załamują, potem potrafią się pozbierać, przez co stają się silniejsze. W przypadku Judith było inaczej: początkowo wydaje się silna, po czym stopniowo traci swoje oparcie. Musi wtedy odnaleźć nowy sposób, żeby być Judith.
Jak można przygotować się do takiej roli jak Judith?
Virginie Efira: Nie chciałam, żeby Judith od samego początku wydawała się inna lub tajemnicza. Otacza ją pewien rodzaj odurzenia. To estetyczne i emocjonalne odurzenie, które wiąże się z historią, którą o sobie opowiada: udało jej się ukryć tajemnicę, może być z tego dumna, to nie jest coś, co zwykle robią kobiety. Początkowo jest w niej pewna nonszalancja. Jest w kochającym związku po jednej stronie i w kochającym związku pod drugiej stronie, i jak na razie nie potyka się. Potem, kiedy historia się rozwija, pojawia się bezbronność. Musiałam to wyczarować znikąd.
W przypadku takiej roli trzeba również zgodzić się na to, że będzie się drążyło we własnym wnętrzu, więc trzeba być bardzo otwartym na różne pomysły. Pomogły mi różnorodne utwory muzyczne: na przykład płyta Daft Punk – zapomniałam nazwy – dzięki której moja postać nabrała energii i impetu, jakby była zdolna przebijać ściany. Pamiętam, że słuchałam muzyki Bernarda Herrmanna do filmu Zawrót głowy. Nie słuchałam tych utworów na planie. Nie należę do osób, które na planie się odcinają. Przyjeżdżałam na plan z tym wszystkim w głowie: muzyką, wspomnieniami filmów, twarzy, emocji, zapomnianymi myślami. Potem starałam się być otwarta na wszystko, co się działo, oraz otwarta na moich partnerów. Chłonęłam różne rzeczy, których nie potrafię teraz wyjaśnić, a efekt nie zawsze był taki, jak planowałam.
Czy dociekałaś, co kryje się za zachowaniem Judith? Niezaspokojone potrzeby emocjonalne? Forma szaleństwa?
Virginie Efira: Widzimy, jaką ma relację z matką. Jej matka nie jest zbyt wspierająca ani kochająca. Rozmawiając z Judith, wyciąga dość nieprzyjemne sprawy! Być może Judith nie miała szczęśliwego dzieciństwa. W jej potajemnym i transgresyjnym związku z Abdelem jest też poczucie czegoś, co rośnie, sekretu, który się rozrasta, przez co Judith nie jest już w stanie znieść własnej matki. Nigdy nie robi dużego skoku, oddala się małymi krokami. Nigdy nie mówią o tym, że jej związek z Abdelem jest zakazany. Odkładają to na później, bardzo stopniowa zmiana daje temu związkowi pewien rodzaj legalności.
Prawdopodobnie psychiatra miałby wiele do powiedzenia na temat Judith, być może zaleciłby jej nawet leczenie, jednak kiedy ja pracuję nad postacią, nie mogę przyjąć klinicznej perspektywy. Lubię wyobrażać sobie postać poza daną historią: jak poszerza ścieżkę codziennej egzystencji? Jak unika ograniczenia ramami własnego życia, czyli życia kogoś, kto zawsze jest idealną żoną? Czy może być tylko jedną osobą z jednym imieniem? Czy to imię musi odpowiadać temu, jak ludzie ją postrzegają?
Czy jest ci szkoda Judith? A może ją podziwiasz?
Virginie Efira: Można czuć obie te rzeczy równocześnie, prawda? Jednak kiedy ją grałam, byłam wewnątrz niej, więc żadna odpowiedź nie jest prawdziwa. Nie chcąc robić z niej machiawelicznego złoczyńcy, powiem, że jest osobą, która świetnie sobie radzi z zarządzaniem i której działanie daje poczucie mocy.
Judith jest nieustannie w drodze. Czy swój występ oparłaś na takiej energii, na ruchu?
Virginie Efira: Tak, to osoba, która ciągle się spieszy. Jest w ruchu, zawsze musi dokądś gnać. Jest pragmatyczna. Pakuje walizkę. Kiedy dojeżdża na miejsce, rozpakowuje się. Rozmawia, szykując sobie kanapki. Dzięki temu każda scena jest żywa. Wielozadaniowość to jedna z podstawowych kobiecych cech. Jako kobieta Judith troszczy się o dom – a nawet o dwa domy! – i równocześnie pracuje zawodowo… Jej hiperaktywność to równocześnie maska. Nie potrafi być sama ze sobą. Kiedy ma się zatrzymać i pomyśleć o sobie, wszystko się rozmazuje. Jest jak ktoś, kto jest na środku jeziora i stara się dopłynąć do brzegu.
Czy któreś sceny były trudniejsze do zagrania niż inne?
Virginie Efira: Partnerowali mi wspaniali aktorzy, który wcielili się w role moich dwóch mężów, jak również młody aktor grający starszego syna Judith. Był niesamowity. Kiedy razem pracowaliśmy, z każdym z aktorów wytwarzało się coś innego. Antoine Barraud zostawiał nam dużo swobody. Jest bacznym obserwatorem i lubi czekać, co aktorzy wniosą do danej sceny. Nigdy nie tłumaczy, jak chce, żebyśmy przeszli z punktu A do punktu B, a niektórzy reżyserzy to robią. Skoro nie było jasnego punktu B, nawet jeśli wie się, o czym opowiada dana scena, sposób dojścia do tego punktu był nieco różny przy każdym ujęciu. Antoine dał nam wolność zanurzenia się w nieznanym. Jeśli podświadomie robiliśmy coś dobrze lub źle, to nie miało znaczenia. Czasami trzeba przestać myśleć o tym, żeby robić to, co właściwe… Dla mnie najtrudniejsze były te sceny, które wymagały ode mnie złości i przemocy. Dużo włożyłam w te sceny, dawałam z siebie wszystko, jak gdyby zależało od tego moje życie. Moje reakcje przypominały zachowanie nastolatki, a moje ciało przez to cierpiało. Powinnam pewnie trochę się uspokoić.
Judith jest dokładnie taka, jak chcą Abdel i Melvil. Czy podróż, którą podejmuje, to podróż emancypacyjna, wyzwalająca?
Virginie Efira: Być może, ale w pomyśle Judith, aby samej stworzyć kilka osobowości, jest już zalążek wolności. Odpowiadanie na różne oczekiwania zawsze sprowadza się do tego samego: daję z siebie to, czego inni ode mnie oczekują. Być może Judith myli się co do tego, czego się od niej oczekuje… Tak czy inaczej, kiedy pracowałam nad tą postacią, dostrzegłam w niej poświęcenie: nawet kiedy Judith kłamie, zawsze jest całkowicie obecna w danej chwili. Zawsze szczerze troszczy się o innych, czy to o mężów, czy też o dzieci.
Antoine Barraud zasugerował, że Judith jest jak aktorka, ponieważ aktorstwo to kłamstwo…
Virginie Efira: To przypomina mi stwierdzenie Cocteau, który powiedział, że „poeta to kłamca, który zawsze mówi prawdę”.
Aktivist Magazyn objął patronat nad filmem „Sekret Madeleine Collins”
Zdjęcia i źródło: BEST FILM