Odrodzenie DC, część pierwsza

źródło: Egmont

Odrodzenie (Rebirth) to restart uniwersum DC Comics. W praktyce oznacza to opowiedzenie od nowa tych samych historii o Batmanie, Supermanie, Wonder Woman i reszcie superherosów z tego wydawnictwa (drugim jest Marvel, który ma Spider-Mana, X-Menów i Fantastyczną Czwórkę). To ruch w dużej mierze marketingowy, ale niepozbawiony potencjalnych walorów artystycznych. Bruce Wayne przebiera się za Batmana od maja 1937 roku, Clark Kent za Supermana od czerwca 1938 roku, a Diana z Themysciry za Wonder Woman od grudnia 1941 roku. Ileż można wymyślić im przygód, które będą uwzględniały poprzednie wydarzenia?

Dodatkowo od lat 80. XX wieku superbohaterowie na dużą skalę zaczęli brać udział w crossoverach, czyli specjalnych fabułach, w których pojawiali się w grupie (normalnie przeżywali swoje przygody w solowych seriach – Batman działał w Gotham City, a Superman w Metropolis i nie spotykali się na lunch). Te wspólne występy wydawały się żyłą złota, bo zmuszały do czytania kilku serii na raz, ale bardzo skomplikowały uniwersum. W pewnym momencie, także ze względu na długość ukazywania się poszczególnych serii, przeciętny czytelnik nie był w stanie połapać się, a co chodzi w tych komiksach. Stąd restarty, które zerowały świat, zachowując jego dziedzictwo (wtedy też kasowano słabsze serie i odpalano nowe).

Czymś takimi jest Odrodzenie (Rebirth), choć tym razem amerykański wydawca zrobił to z większym rozmachem (osobny album wprowadzający i osobne, startowe komiksy dla każdej serii). Polski wydawca wprowadza Odrodzenie dwoma albumami o Supermanie, ale nie są konieczne, żeby połapać się w zmianach. Sam komiks startowy, czyli„Odrodzenie DC” (tytuł od nazwy restartu) też nie jest w 100% konieczny, ale lepiej go przeczytać, bo stara się uzasadnić restart i zarzuca wiele obiecujących haczyków fabularnych (docenią jej jednak przynajmniej średnio obeznani z uniwersum). Nie zmienia to faktu, że serie muszą bronić się same. Egmont wypuścił na pierwszy ogień cztery cykle: „Batman” i „Superman” (czyli największe gwiazdy) oraz „Green Arrow” (mało znany w Polsce łucznik, który dorobił się serialu telewizyjnego) i „Suicide Squad. Oddział Samobójców” (też mniej znana marka, ale z filmem na koncie). Jak one wypadły?

źródło: Egmont

Nowy Batman i rozczarowuje, i daje nadzieję, że to będzie przyzwoite czytadło. Największą wadą jest to, że zaraz po lekturze fabuła wyparowuje i trudno powiedzieć, o czym to było. Poszczególne historie nie są równe, obok ciekawych są zaskakujące słabe. Graficznie także jest niestety bardzo nierówno. Druga, dłuższa fabuła „Jestem Gotham” daje jednak nadzieję, choć pokazuje, że nowy cykl będzie cierpiał na te same choroby, co poprzednie. W Gotham City pojawiają się nowi superbohaterzy. Sam Batman musi uznać ich wyższość. To rodzeństwo Gotham, z mocami porównywalnymi do Supermana. Tom King wymyślił bardzo ciekawy koncept supermocy, wprowadził do miasta Batmana rewolucję, która burzy odwieczny porządek, ale nic z tego nie wynikło – na końcu historii świat zachował status quo. Szkoda, bo historia miała potencjał, stawia pytania o tożsamość miasta i jego obrońcy, była też dobrze narysowana przez Davida Fincza (szkic) i Matta Banninga (tusz).

źródło: Egmont

Superman z poprzedniego restartu (N52) był tak słaby, że wszystko będzie lepsze. „Syn Supermana” zapowiada już samym tytułem zmianę jakościową. Superman ma nastoletniego syna z Lois Lane. W chłopaku budzą się supermoce. Początkowo fabuła jest obyczajowa, nastawiona na pokazanie trudnej roli ojca, który musi dzielić superobowiązki z wychowywaniem supersyna. Szybko jednak cała rodzina zostaje wciągnięta w dramatyczne wydarzenia, które mają swój początek na Kryptonie, rodzimej planecie Supermana. Dalsza część komiksu zdominowana jest przez bijatyki przetykane suchawymi gadkami pomiędzy walczącymi. Znów co stronę-dwie dzieje się coś spektakularnego i to nagromadzenie wolt sprawia, że siada napięcie. Niby stawka jest inna (ochrona rodziny, a potem dopiero świata), ale i tak przebieg akcji nie jest trudny do odgadnięcia (tajna baza na Księżycu robi wrażenie, ale jest trochę przekombinowanym królikiem z kapelusza). Boję się, że obrońca Metropolis, który udawał fajtłapowatego dziennikarza (teraz jest farmerem), znów stanie się nieznośną i bełkotliwą papką.

źródło: Egmont

Przygody Green Arrowa wyglądają jak tania podróbka Bruce Wayne’a. Łucznik jest bogaczem i hulaką, ale po wypadku trafia na bezludną wyspę, gdzie przechodzi szkołę przetrwania. Potem traci majątek, bo wykolegował go jego dyrektor. Zostaje prawie zabity i musi walczyć o kasę i dobre imię. W teorii nie jest to zły pomysł na herosa, ale w praktyce jest źle. Przygody są szablonowe, zwroty akcji na zasadzie deus ex machina, a sam sposób poprowadzenia akcji i dylematy, przed jakimi stają bohaterowie, mogłyby przekonać jedynie nastolatków. Nie sądzę, żeby coś było z tej mąki.

źródło: Egmont

Odział samobójców to ekipa recydywistów, która wykonuje tajne zlecenia dla władz USA. Jadą tam, gdzie nie można wystać wojska i CIA, jadą tam, skąd raczej nie wraca się. Pierwsza misja pokazuje, że ekipa zwyrodnialców potrzebuje dowódcy na polu bitwy. Dlatego naczelnik więzienia, z którą musi liczyć sam Barack Obama (sic!), wyciąga z więzienia pułkownika Flaga. Niesłusznie skazany bohater staje na czele oddziału, do której należą Harley Quinn (psychiatra, która zwariowała i zakochała się w Jokerze), Kapitan Bumerang (koleś rzuca bumerangami…), czarownica uwięzioną w ciele wycofanej graficzki (nawet zabawny „duet”), KillerCroc (wygląda jak krokodyl, jest silny i kuloodporny) i Deadshot (snajper w zbroi). Pomaga im ninja z mieczem, w którym zaklęte są dusze. Pierwsza wspólna misja pcha ich do tajnego, podwodnego więzienia-laboratorium Rosjan, gdzie przechowywany jest groźny artefakt z kosmosu. Z jednej strony fabuła jest sztampowa, z drugiej przekombinowana i udziwniona. Rosyjska kontrdrużyna jest wręcz kuriozalna. Ma być efektownie i jest, ale nic z tego nie wynika. Harley próbuje rzucać żartami jak Deadpool, ale nie bardzo to wychodzi. Bez rewelacji wypada nawet legendarny rysownik Jim Lee. Do czytania raczej wyłącznie jako guiltypleasure.

źródło: Egmont

 

Batman. Jestem Gotham
sc. Tom King, rys. David Finch

Superman. SynSupermana
sc. Peter J. Tomasi, Patrick Gleason, rys. Patrick Gleason, Doug Mahnke, Jorge Jimenez

Green Arrow. Śmierć i życie Olivera Queena
sc. Bejnamin Percy, rys. Otto Schmidt, Juan Ferreyra

Suicide Squad. Oddział Samobójców. Czarne więzienie
sc. Ron Williams, rys. Jim Lee, Philip Tan, Jason Fabok, Ivan Reis, Gary Frank

Egmont 2017

źródło: Egmont

Dodaj komentarz

-->