Nie ma chyba lepszej pory dla kinomanów niż jesień i zima! Bo w końcu czy jest coś przyjemniejszego niż ucieczka przed mrozem lub słotą do ciepłej sali kinowej?
Poniżej prezentujemy Wam filmy, która nasza redakcja filmowa wybrała na
„Nie ma nas w domu” / „Sorry We Missed You”
reż. Ken Loach
Belgia/Francja/Wielka Brytania 2019, 100 min
M2 Films, 15 listopada
Loach ma 83 lata, a jak mało który twórca rozumie świat i problemy, jakimi żyją zwykli ludzie. Możemy tylko zazdrościć UK takiego nestora kina. Podczas gdy naszemu mistrzowi Zanussiemu śni się inwazja nazifeministek z pejczem, a reszta tonie w historycznych narracjach, Brytyjczyk potrafi trzeźwo ocenić rzeczywistość. Nie schodzi z barykady, wie, co mówi, widzi zdegenerowany kapitalizm i ludzi, którzy są wobec niego bezsilni. W „Nie ma nas w domu” rozszerza swój filmowy świat o kolejną zwykłą rodzinę: ona pielęgniarka, on kurier. Choć oboje mają pozornie normalną pracę, nie mogą związać końca z końcem. Ryzykują i wpadają w spiralę długów. Z pomocą świetnych, mało znanych aktorów Loachowi udaje się pokazać stopniową erozję więzi. Przejmujące, wnikliwe, unikające uproszczeń kino o współczesnym niewolnictwie pod patronatem fajnych międzynarodowych korporacji z super PR-em.
„Angelo”
reż. Markus Schleinzer
Austria/Luksemburg 2018, 111 min
Stowarzyszenie Nowe Horyzonty, 29 listopada
Afrykańczyk na XVIII-wiecznym austriackim dworze. Klejnot oświecenia: pojmany z odległego buszu, teraz wykształcony czy też raczej ukształtowany na modlę jaśniepaństwa, czysty i usłużny, paraduje we fraku i gra na flecie. Po latach jednak ujawnia swoją niewdzięczność wobec łaskawych protektorów. Nie chce być marionetką, spełniać oczekiwań, zabawiać znudzonych matron. A co gorsza, wiąże się z białą kobietą. W swoim wspaniale zainscenizowanym drugim filmie uczeń Michaela Hanekego, nie stroniąc od okrutnej ironii, ukazuje opresyjne mechanizmy narzuconej siłą integracji. Choć reżyser nie sili się na analogie do współczesności, „Angelo” wybrzmiewa niestety zaskakująco aktualnie. W końcu i główny bohater mógłby się przecież cieszyć wolnością, gdyby tylko się nie afiszował i nie wyrażał głośno swoich opinii. Brzmi znajomo?
„Doktor Sen”
reż. Mike Flanagan
USA 2019, 151 min
Warner, 15 listopada
Murowana profanacja roku – kontynuacja „Lśnienia” Stanleya Kubricka i wierna adaptacja bestsellerowej książki Kinga „Doktor Sen”. Największą zaletą wspaniałej ekranizacji z 1980 roku było odważne odejście od literackiego pierwowzoru. Zamiast na fabularnej intrydze Kubrick skupił się na kreowaniu dusznej, klaustrofobicznej atmosfery w odciętym od świata hotelu, a napięcie budował dzięki zaciemnianiu, a nie wyjaśnianiu motywacji popadającego w szaleństwo Jacka Torrance’a. W przypadku filmu Flanagana już zwiastun sugeruje, że mamy do czynienia z niestrawnym miksem różnych konwencji i sztuczek rodem z trzeciej ligi horrorów. Jest orgiastyczny sabat w skajowych kostiumach rodem z teledysku Shanii Twain z lat 90., są rączki grozy wyłaniające się spod łóżka, jakieś posępne dziecko włączające tryb Armagedon, lewitacje w supermarketach i ochrypłe głosy z offu. A w tym wszystkim Ewan McGregor, jeszcze bardziej za karę niż w „Trainspotting 2”. Nie wiem, kogo może ta sieczka porwać, zwłaszcza że w horrorze trwa renesans: jest Eggers, jest Peele, jest Aster. Szkoda, że „The Lighthouse” tego pierwszego wciąż nie może dotrzeć na polskie ekrany.
„Niebieskie chachary”
reż. Cezary Grzesiuk
Polska 2019, 94 min
Holly Pictures, 15 listopada
Wyprawa na inną planetę – z takim nastawieniem szedłem na ten film. Dokumentalista Cezary Grzesiuk przez 10 lat dokumentował codzienność Niebieskich – kibiców Ruchu Chorzów. Są wśród nich pisarz, uczeń, sprzedawca czy radny. Reżyser chodził na mecze, wypytywał, stawał naprzeciw policji, próbując przebić się przez czarno-biały medialny obraz, w którym pokutuje prosty podział na dobrych i złych. Choć z piłką nożną i kibicami nigdy nie było mi po drodze, to film Grzesiuka jest dobrą okazją, by zobaczyć i przynajmniej spróbować zrozumieć zupełnie obcy świat, jego motywacje i zasady. Skonfrontować się ze swoimi uprzedzeniami i poczuć ukłucie zazdrości, widząc łączącą kibiców solidarność. „Niebieski chachary” to kino uczciwe, niewybielające bohaterów i angażujące nawet dla kogoś, kto przed seansem nie wie, w jakich barwach gra Chorzów.
„Niewidoczne życie sióstr Gusmao” / „A Vida Invisível de Eurídice Gusmão”
reż. Karim Aïnouz
Brazylia 2019, 145 min
Aurora Films, 8 listopada
Siostrzana saga rodzinna osadzona w Brazylii lat 50. Po tej krótkiej zapowiedzi można odnieść wrażenie, że to propozycja skrajnie niszowa, ale Aïnouzowi tym filmem udaje się to, co od ponad 10 lat nie wyszło Almodóvarowi – wzbudza emocje. Brazylijski reżyser ukazuje zawiłe losy dwóch sióstr, próbujących wyzwolić się spod władzy ojca i patriarchatu, który dobrze wie, co zrobić z samodzielnie myślącymi kobietami. Eurídice i Guida uciekają przed przemocą – fizyczną i symboliczną, często bezskutecznie. Aïnouz rozpisał ich zmagania na barwny, angażujący film. Choć skupia się na skrajnych uczuciach, nie popada w sentymentalizm. A że rozumie emocje wykluczonych i desperatów, udowodnił już w „Madame Satã” z 2002 r. – żywiołowej, pokazywanej w polskich kinach historii homoseksualnego kryminalisty ze slumsów Rio.
„Midway”
reż. Roland Emmerich
USA, Chiny 2019, 138 min
Monolith Films, 8 listopada
Sezon filmowy nie może się obyć bez zwycięskiej bitwy amerykańskich śmiałków. Świat zadrżałby w posadach, gdybyśmy zapomnieli, że USA nad nami czuwa od czasów – jak podkreślił Trump – Juliusza Cezara. Dzięki „Midway” ponownie przekonamy się, że nie ma nic fajniejszego od wojny w CGI. Dobrzy przystojni chłopcy giną w imię dobra, a źli chłopcy, już nie tacy przystojni, też chcą ginąć – i giną, bo są źli. Oczywiście ci fajniejsi dobrzy nie zginą. Dobre kobiety czekają zaś w domach na dobrych chłopców. Na złych nikt nie czeka, bo są źli i fajnie spadają w swoich samolocikach. Dobrzy generałowie są przystojni i mówią o honorze i wolności, i o tym, że ten świat jest dla dobrych. Źli generałowie nie są przystojni i bardzo się pocą, uderzając pięściami w biurka, i się doigrają, bo są źli. Taki właśnie jest świat, taka jest wojna. I o takim polskim kinie historycznym niektórzy marzą i może – po likwidacji studiów filmowych – wkrótce je dostaniemy.