DāM-FunK – Invite the Light

Jak chiński znak równowagi

W otwierającej album mówionej introdukcji Walter „Junie” Morrison, znany z takich – naprawdę – legendarnych zespołów jak Ohio Players czy Parliament-Funkadelic, oznajmia, że nie da się określić dokładnych ram czasowych, w których została nagrana ta „wiadomość”. Czterdziestokilkuletni Kalifornijczyk posługujący się pseudonimem DāM-FunK od początku swojej kariery mylił bowiem tropy, które doprowadzić by nas mogły do jednoznacznego stwierdzenia, czy jego muzyka jest bardziej retro czy futurystyczna, czy została nagrana pod czujnym uchem George’a Clintona czy raczej Dr. Dre, czy nastawiona jest na komercyjny sukces czy też w swoim eksperymentalnym zacięciu wypina się na poklask mas. Czego natomiast dowiódł jego pięcioczęściowy, mieniący się pełną paletą barw longplay „Toechizown”, to to, że

Damon Garrett Riddick czuje, rozumie i umie grać funk jak nikt inny w jego pokoleniu.

Czy to będzie minimalistyczny groove rodem z Minneapolis, kosmiczny wygar z pokładu Statku Matki czy wybujany, gangsterski rytm, podopieczny Stones Throw Records tchnie w niego miłość i ciepło, kiedy tylko syntezator ląduje pod jego palcami, a mikrofon – przed nosem. Jego pozytywnego, niematerialistycznego nastawienia dowodzą nie tylko nagrania, ale i oddolne akcje promocyjne, w które co rusz się angażuje. Bo choć po wydaniu krążka ze Snoop Doggiem („7 Days of Funk” sprzed dwóch lat, będący swoją drogą najlepszą płytą Snoopozilli od dłuższego już czasu) mógł ruszyć dalej w świat wielkiej produkcji, wielkiego splendoru i wielkiej kasy, to z okazji premiery swojego najnowszego albumu wolał na wyprzedaży garażowej oddać dzieciakom za bezcen kilka swoich maszynek niż wygrzewać się w blasku fleszy i zbierać niekoniecznie szczere gratulacje od niezainteresowanych jego muzyką tuzów fonograficznego biznesu.

To podejście słychać również w każdym kolejnym numerze z wypełnionego do granic możliwości, srebrnego krążka noszącego tytuł „Invite the Light”. Co prawda w jego powstaniu brały udział takie postaci jak – wspominani już – Junie Morrison, Snoop Dogg, Q-Tip czy Ariel Pink, ale brzmi on, jakby powstał w luźnej, do niczego niezobowiązującej atmosferze domowego studia, w którym DāM-FunKa odwiedzali jego kumple.

Kalifornijskie słońce topiło asfalt przed chatą producenta, dzieciaki tańczyły do wtóru syntezatorów, a ziomeczki z przecznicy siedzieli na schodach i bujali głowami w takt żywego, maszynowego rytmu.

Dym nieśpiesznie unosił się ze skrętów, hennessy błyszczało w butelkach, a Damon podśpiewywał sobie pod nosem swoje pozytywne mruczanki, teksty, które najlepiej podsumowuje tytuł jednego z numerów – „Just Ease Your Mind From All Negativity”. Niektóre z powstałych w ten sposób utworów mają wszelkie cechy hitu, inne – siedmiominutowe, instrumentalne kompozycje bardziej niż ogół połechcą miłośników gatunkowej kombinatoryki i klawiszowej wirtuozerii Damona Riddicka. Na szczęście na jego płyty trafiają jedne i drugie. I jedne, i drugie będzie można usłyszeć podczas dwóch koncertów, które DāM-FunK wraz ze swoim zespołem zagra 13 października w poznańskim Projekt Labie, a 14 – w warszawskiej Miłości.

2 komentarze

Dodaj komentarz

-->