Polacy lubią, jak rybki pływają. Ale żeby tak rybki jeść – to już Polacy nieszczególnie lubią. Może dlatego, że nieszczególnie dobrze potrafią je przyrządzać. W miejscach zbiorowego żywienia filety cierpią na suchoty i ogólną bezsmakowość, którą próbuje czasem ratować panierka, mająca zwykle grubość puchówki (tyle że z cementu) i niestety podobny smak.
W knajpach ryby pojawiają się rzadko i są traktowane raczej po macoszemu. Dlatego dawno temu jadąc po raz pierwszy do Londyny równie mocno jarałam się perspektywą odwiedzin w sklepach z płytami, jak w ulicznych fish & chipsach. U nas tego typu przybytki raz na jakiś czas się wprawdzie pojawiały, ale szybko szły na dno. Mamy nadzieję, że Ę Rybę, nowe miejsce z szybką rybką, nie podzieli ich losu. I rybka, i panierką są tam naprawdę na piątkę.
Do wyboru dorsz albo mintaj – filetowany albo w kawałkach. Dwa różne rodzaje panierki są tak samo chrupiące i aromatyczne, a ryba soczysta i smakowita. Do tego bardzo smaczna surówka z białej kapusty i kilka sosów do wyboru (m.in. puree z zielonego groszku, jak w tradycyjnych fish & chipsach). Ryba i frytki kosztują 16 zł (w przypadku dorsza) albo 18 zł (w przypadku mintaja). Zestaw można powiększyć o surówkę albo o więcej ryby. Ę Rybę zarzuca sieci dość szeroko – można tu też zjeść kalmary i krewetki, posilić się aromatycznym chowderem – bardzo popularną w anglosaskim świecie zupą z owoców morza, rozgrzać pysznym bezalkoholowym grzańcem.
A jedząc, można sobie poczytać na gazetowych podkładkach o historii rybki po brytyjsku (np. o tym, że jej popularność na Wyspach wiąże się m.in. z tym, że podczas II Wojny Światowej ryba była jednym z niewielu towarów nie objętych reglamentacją). Do odwiedzin dodatkowo zachęca estetyczne, funkcjonalne i nieprzesadnie barowe wnętrze. Daliśmy się złapać. Na rybkę. Wpadniemy ponownie.