Ledwo zdarli pierwsze buty, a już do czegoś doszli. Np. do tego, że nie chcą iść tam, gdzie wszyscy. Wolą podążać własną drogą. W pogoni za marzeniami schodzili niejedne buty. Bo chodzi o to, żeby chodzić własnymi ścieżkami.
Patrycja Jaskólska i Kamila Mroczkowska
Mama Patrycji łapała się za głowę, „dziecko, rzucasz pracę, żeby smażyć pączki?”. Patrycja i Kamila znają się od dzieciństwa, a na pomysł biznesu cukierniczego wpadły po powrocie ze Stanów. Włócząc się po Nowym Jorku, Kamila zdarła dwie pary conversów, ale przywiozła z powrotem trzecią – upolowaną w vintage shopie na Williamsburgu (to właśnie te trampki widzicie na zdjęciu obok). Kamila kończy amerykanistykę, Patrycja studiowała produkcję filmową i telewizyjną, więc razem produkują amerykańskie pączki. Zaczynały rok temu we własnej kuchni, teraz MOD Donuts to już nie tylko donuty, to świeżo otwarta knajpka, w której oprócz przepysznych pączków zjecie też genialne dania kuchni azjatyckiej w wydaniu autorskim. Tzn. zjecie, jeśli się dostaniecie, bo dziewczyny (i pracujący z nimi słynny Trisno Hamid) zrobiły taką furorę, że w MOD trudno o wolny stolik.
Łukasz Kasperek
– Zrobiliśmy to z nudy – mówi Łukasz o współtworzonym przez siebie kolektywie didżejskim Warsaw City Rockers. Z nudy i z braku imprez z muzyką, której chciałby słuchać i przy której chciałby się bawić. Żeby zabawy było więcej, Łukasz i jego dwaj kumple z WCR oprócz imprez zaczęli organizować koncerty niezależnych kapel z całego świata. I tak nie nudzą się już dziesięć lat, bo Warsaw City Rockers właśnie obchodzą okrągłą rocznicę. Łukasz organizuje własne, ale równie wytrwale chodzi na cudze koncerty: – Był zimny grudniowy wieczór. Poszedłem do Stodoły na Motörhead. Z niewiadomych przyczyn koncert miał kilkugodzinną obsuwę, a organizatorzy nie wpuszczali ludzi do środka. Oczywiście chcąc być cool, na koncert poszedłem w conversach. Rok później w tych samych trampkach – moich ulubionych, bordowych – poszedłem na Agnostic Front, gdzie znów okazało się, że muszę pomarznąć przed wejściem – wspomina.
Igor Konefał
Studiował na trzech kierunkach w Polsce i Stanach Zjednoczonych, ale nie skończył. W swoich ulubionych conversach chodził i do agencji interaktywnych, gdzie zaczynał pracę, i do knajpek na Ibizie, gdzie jako kelner robił sobie przerwę od kariery. Tylko do Centrum Informacyjnego Rządu w Kancelarii Premiera, w którym też pracował, nie mógł chodzić w trampkach. Ale informowanie o polityce szybko zamienił na organizowanie życia kulturalnego miasta. Najpierw z Grupą Warszawa współtworzył sukces takich miejsc jak Warszawa Powiśle, Syreni Śpiew czy Lody na Patyku, później z 1500m2 m.in. powołał do życia kawiarnie Plażową. Ale doszedł do tego, że chce mieć coś swojego. Wspólnie z bratem otworzył nowe miejsce na warszawskim Gocławiu – Hangar 646, który na nowo zdefiniował połączenie sportu i rekreacji w przestrzeni miejskiej.
Agnieszka Diesing
Ilustratorka, graficzka, fotografka. Absolwentka warszawskiej ASP. Autorka plakatów, sesji modowych, okładek płyt, obrazów, ilustracji. „Conversy kojarzą mi się z czasami, kiedy na ASP malowałam obrazy sztalugowe – do pracowni zakładałam zawsze czarne chucki. Teraz wróciły do mnie jako obuwie na co dzień, w którym biegam na spotkania z klientami i po materiały do rysowania”. Agnieszka rysuje, odkąd pamięta. Zawsze startuje na papierze, lubi techniki manualne: długopisy, flamastry, tusze, akwarele plus narzędzia, które pozostawiają jakiś ciekawy ślad, ale nie straszne jej też środowisko komputerowe. Do sukcesów, pod którymi podpisuje się obiema rękami, na pewno należy moja współpraca z Festiwalem Wooded, wytwórniami muzyki elektronicznej Pets Recordings i Otake oraz praca dla zespołu LemON.
Alek Hudzik
Kurator i dziennikarz zajmujący się młodą polską sztuką. W wolnym czasie didżej i organizator imprez. Pierwsze Conversy kupiłem… w sklepie z używaną odzieżą. Byłem na wakacjach z kumplem i postanowiliśmy stopem przeprawić się do Tallina. Dwa dni tułaczki i z butów przygotowanych do wyprawy nie zostało nic. W desperacji znalazłem jedyny sklep we wsi, w którym akurat nie sprzedawano alkoholu i kupiłem stare, podniszczone conversy. Przez następne dwa tygodnie zdejmowałem je tylko do snu. Przeszły ze mną sto kilometrów polskich puszcz, zakopywały się w piaskach Mierzei Kurońskiej i z wyprawy wróciły bez szwanku. W tym roku całowały świętą ziemię Konstantyno…. Istambułu i żyją nadal. Za rok zabieram je do USA.
Łukasz Chmielewski
Redaktor naczelny Alejakomiksu.com, o komiksie pisze także w Culture.pl i Forbesie. Znany po nikiem ljc.
Pierwsze tenisówki, takie czarne za kostkę, kupiła mi ciocia w Hamburgu jakoś na początku lat 90. Strasznie mi się podobały i nie mogłem opanować emocji podczas mierzenia. Chciałem je mieć jak najszybciej. W efekcie wybrałem za małe buty. Od razu zrobiły mi się straszne bąble ma małych palcach u obu stóp. Nie przyznałem się do tego jednak. Już nie pamiętam, czy bardziej było mi głupio, czy bardziej bałem się, że zabiorą mi za małe buty… A drugich bym nie odstał, bo wtedy kosztowały majątek. Dlatego twardo chodziłem w nich przez kilka miesięcy aż do późnej jesieni. Bąble przecinałem nożyczkami i zawiązywałem plastrem. Może dlatego dziś kupuję zawsze trochę za duże buty…?
Aga Byczot
Zajmuje się modą od każdej możliwej strony (oprócz projektowania) – promuje, kreuje, produkuje (m.in. sesje i eventy). Zdjęcie swoich conversów przysłała nam z Paryża, gdzie asystuje przy pokazach mody młodych marek podczas paryskiego Fashion Weeku (m.in. Vetements, Nehera i Masha Ma).
„Moje pierwsze trampki dostałam właśnie tu, w Paryżu. Podarowała mi je przyjaciółka, projektantka mody, która tu od 14 lat mieszka. Kiedyś, na studiach, razem snułyśmy plany podboju świata – jej marzyła się Francja, mnie Nowy Jork, ale miłość do Warszawy okazała się silniejsza. Te pierwsze conversy bardzo mi się wtedy przydały podczas moich pierwszych wędrówek po Paryżu”.
W swoich ulubionych czerwonych conversach Aga biega teraz po galeriach, otwartych pracowniach artystów, modnych butikach. Nie może ich nosić tylko podczas pracy przy pokazach – ich soczysta czerwień jest zbyt ekstrawagancka na tę okazję, bo „profesjonalnie”, to jednak w takich sytuacjach oznacza „na czarno”. Na szczęście ma też parę czarnych chucków, które sprawdzają się zawsze i wszędzie.
3 komentarze