Afrykański Hendrix
Afryka płonie żarem bitów. Ten niesamowity kontynent zamieszkują tłumy zdolnych muzyków, którzy będą nas zaskakiwać jeszcze bardzo długo. Szczególnie że reprezentanci Czarnego Lądu jak nikt inny wymykają się schematom. Ba Cissoko reklamowani są jako mistrzowie kory, legendarnego afrykańskiego instrumentu. Wszyscy, którzy znają łzawą estetykę, w jakiej tworzą wirtuozi tej kosmicznej harfy, wiedzą, że na płytach komponowanych na korze, pomimo ich niesamowitego uroku i prawdziwej przebojowości, ze świeczką można szukać tanecznych rytmów i afrobeatowej radości.
Tymczasem Ba Cissoko przełamali ten schemat. Stworzyli album, który już od pierwszych nut wybrzmiewa z typowo zachodnioafrykańską siłą. Oparte na funku i reggae numery udowadniają, że kora doskonale potrafi się wpasować również w mniej songwriterski klimat. Nie oznacza to, że brakuje tu spokojniejszych fragmentów. Frontman zespołu niebezpodstawnie zyskał miano afrykańskiego Hendrixa. Jego solowe popisy w drugiej części płyty nie zanudzą nawet tych, którzy tak jak ja cierpną na samo brzmienie słowa „solówka”. Nie jest to bowiem wirtuozerskie granie dla grania. Cissoko ma odwagę złamać piękną melodię jednym pociągnięciem dłoni i chyba m.in. dlatego ta płyta to nie tylko kolejna pocztówka z dalekiego lądu dla znudzonych współczesną muzyką Europejczyków.
Ba Cissoko
„Djeli”
Cristal Records
3A!
MUZYKA