Fucked Up – „Dose Your Dreams”(recenzja)

Hardcore jako zjawisko muzyczne wydaje się dość ograniczony – dopiero projekty rozpychające jego formułę, a nawet traktujące ten gatunek jako miejsce do wyskoku w kompletnie innym kierunku, mogą obecnie zdobyć zainteresowanie poza niszą. Pisanie o Fucked Up jako zespole hardcorowym jest grubą przesadą – od swojego debiutu grupa ciągle zaskakiwała, wstrzykując w swoją muzykę ciągle nowe elementy, z pozoru kompletnie do siebie niepasujące. Dzisiaj kanadyjski zespół zmieścić można pod sporym parasolem z napisem „indie rock”, a agresywny wokal Damiana Abrahama to jedna z nielicznych nici łączących go z hardcore’em. A Abrahama na „Dose Your Dreams” słychać mniej. Przy mikrofonie zastępuje go karuzela głosów, w tym J Mascis z Dinosaur Jr. Trochę szkoda, bo głos wokalisty był mocnym spoiwem aranżacyjnych szaleństw. Fucked Up serwują publice najróżniejsze podkręcone piłki – a to beatlesowskie harmonie wokalne w „Raise Your Voice Joyce”, a to madchesterowskie pląsy w „Talking Pictures”. Te kontrasty i zaskoczenia sprawiają, że do „Dose Your Dreams” warto wracać, chociaż nie jest to „David Comes to Life” – według mnie najlepsza płyta Fucked Up. Tak czy owak, w obliczu konania tradycyjnej muzyki gitarowej, Fucked Up trzymają się mocno i pokazują środkowy palec.

Fucked Up – „Dose Your Dreams”
Merge Records

Tekst: Paweł Klimczak

-->