„Nice Guys. Równi goście” – bang-bang na dopalaczach

„Równi goście”
reż. Shane Black

Lata 70., Los Angeles i polityczna afera w branży porno. Drogi dwóch „równych” gości przypadkiem się krzyżują – jeden jest licencjonowanym detektywem-wdowcem z córką na głowie (Ryan Gosling), drugi zaś jaskiniowcem, który depcze ludziom twarze za „drobną opłatą” (Russell Crowe). Pierwsze spotkanie zdecydowanie nie należy do najprzyjemniejszych. Nieczuły Healy łamie zblazowanemu Marchowi rękę i grozi mu, żeby zostawił w spokoju jego klientkę, nastoletnią aktywistkę i gwiazdkę „filmów artystycznych”, Amelię. Kto by pomyślał – cytując kultowy tekst z „Casablanki” – że to będzie „początek pięknej przyjaźni”? Sprawa zaginięcia Amelii – jak łatwo można się domyślić – okaże się nadzwyczaj zagmatwana i niebezpieczna, a w porwanie dziewczyny zaangażowane są szychy branży porno, politycy, a nawet mafia. Pozornie niedopasowany tandem ściąga na siebie nie lada kłopot. Wśród dziwek i trupów, w morzu alkoholu i narkotyków, bohaterowie zmierzą się nie tylko z porno-sprawą, lecz także będą mogli się rozprawić z własną głupotą, nałogami i zmorami przeszłości.

„Równi goście” to film nierówny. Dość wulgarny humor, gagi znad brzegu sedesu oraz epatowanie brutalnością czy nagością stanowią niemalże autonomiczny element wobec narracji i nie każdemu taka wybuchowa kombinacja musi się akurat spodobać. Chwilami odnosi się wrażenie, że całość jest zbyt wysilona, męcząca wręcz, ale jak wiadomo nie od dziś – „każda potwora znajdzie swojego amatora”. To, co spaja w zasadzie wszystkie filmy Blacka, to bezkompromisowe relacje między postaciami. Ryan Gosling w roli fajtłapowatego i wiecznie obitego detektywa jest parodią ikonicznego Jake’a Gittesa (Jack Nicholson) z „Chinatown” Polańskiego. Choć Gosling ujmuje przebłyskami komediowego geniuszu, show wielokrotnie skrada mu nieociosany Russell Crowe. Za sprawą przesadnego profesjonalizmu i poprawności (w zawodzie, który raczej nie uznaje granic etycznych) postać gruboskórnego mięśniaka bawi bardziej.

Od czasu „American Gangster” Ridleya Scotta nie było tak atrakcyjnego buddy movie z australijskim gwiazdorem. Tytułowi „Równi goście” są chwilami tak rozczulający, jak Fred Flinston i Bernard „Barney” Rubble ze słynnej kreskówki Hanna-Barbera (wizualnie też ich co przypominają).

Sprytnym i przyjemnym uzupełnieniem dla tej osobliwej pary jest córka Marcha, mała Holly. Ta dość ciekawa konfiguracja „rodziny zastępczej” z dwoma ojcami specjalnej troski niesie zaskakująco nowoczesne przesłanie.

Shane Black zaserwował mocno dopracowaną stylistycznie i sprawną fabularnie zagadkę, ale przede wszystkim wykreował „idealnie niedobrany” duet na dobre i złe czasy. Chłopcy pewnie doczekają się sequela.

obsada: Ryan Gosling, Russell Crowe
USA 2016, 116 min
Monolith Films, 20 maja

Dodaj komentarz

-->