Film: „Mów mi Vincent”

Terapia Billem

„Jesteś lekiem na całe zło” – chciałoby się zanucić Billowi Murrayowi. Legendarny komik potrafi wypełnić ekran ciepłem, ironią i humorem, przemieniając nawet przeciętny film w urokliwą perełkę. Tak dzieje się w „Mów mi Vincent”. Należy uczciwie przyznać, że scenariusz Theodore’a Melfiego był dość solidną podstawą – jednak na wyższy poziom przyjemności ten obraz wynoszą aktorzy, bezbłędnie balansujący między emocjonalnością a sentymentalizmem. Czuć, że praca przy tym filmie sprawiła im wielką frajdę. Tym razem ulubiony epizodysta Wesa Andersona wciela się w zgrzybiałego weterana wojny w Wietnamie. Vincent lubi wypić, zapalić, zjeść sardynki i nakrzyczeć na sąsiada. Nie lubi sprzątać. Serce ma tylko do swojej puszystej kici, mały jego kawałek oddał też ciężarnej striptizerce Dace (przezabawna Watts), z którą nieporadnie usiłuje budować coś na kształt związku. Rozrusza go dopiero nowy sąsiad – cherlawy, ciamajdowaty Olivier wychowywany przez kochającą, ale zapracowaną mamę. Mężczyzna najpierw niespodziewanie zostanie jego niańką, a wkrótce – najlepszym kumplem. Ta więź da im siłę, by lepiej postępować we własnym życiu. Stanie się też zarzewiem rozmaitych – często przezabawnych – konfliktów. Osobną gwiazdą jest w tym filmowym uniwersum Chris O’Dowd, wcielający się w mistrza one-linerów, księdza uczącego Oliviera w katolickiej szkole. „Mów mi Vincent” nie uzurpuje sobie prawa do wykładania prawdy o naturze świata i ludzi. Dobrze czuje się jako film popularny, bawi i wzrusza. Przy okazji delikatnie dotyka nośnych społecznych zagadnień – jak choćby opieka zdrowotna weteranów czy prześladowanie w szkole. Świetnie zagrany, ciepły, bezpretensjonalny film – jak kubek herbaty z miodem (i prądem!).

Mów mi Vincent” („St. Vincent”)
reż. Theodore Melfi
obsada: Bill Murray, Naomi Watts, Melissa McCarthy, Jaeden Lieberher
USA 2014, 103 min
Forum Film, 14 listopada

Dodaj komentarz

-->