Muzyka: „Goddess” Banks
Dziewczyny śpiewające na tle elektronicznych podkładów od jakiegoś czasu pojawiają się jak grzyby po deszczu. Po sukcesach MØ i hajpie na FKA Twigs przyszła pora na debiutancki krążek Jillian Banks.
Dziewczyny śpiewające na tle elektronicznych podkładów od jakiegoś czasu pojawiają się jak grzyby po deszczu. Po sukcesach MØ i hajpie na FKA Twigs przyszła pora na debiutancki krążek Jillian Banks.
Amerykańscy mistrzowie alternatywnego grania to prawdziwa legenda, a ich liderka Kazu Makino to jedna z tych artystek, które do perfekcji opanowały sztukę wyrywania serc. Kultowe „23” to z kolei album soundtrack do wszystkich najprzyjemniejszych rzeczy, jakie można robić w życiu.
Z piosenki na piosenkę gnamy do przodu z coraz większą prędkością, mijając po drodze przerażone kolorowe ptaki, fruwające w powietrzu płatki egzotycznych kwiatów i wszystkie najpiękniejsze rzeczy, jakie wyobrażacie sobie, gdy zamkniecie oczy. Wystarczy tylko trochę odjechać, by nagle obudzić się gdzieś w 1986 r.
Tymczasem Szwedzi po raz kolejny pokazali, że skandynawskie granie ma większe ambicje niż odgrzewanie klasyki i plastikowy fiński metal. „Commune” to płyta o wiele trudniejsza od wydanego dwa lata temu „World Music”. Tu już nie ma trików, które zadziałają na każdego.
Wyprawa na wyspę Doktora Electrico to soundtrack do wyimaginowanego filmu gangsterskiego z lat 70. Zaczynamy na ulicy Bombaju albo New Delhi. Dziewczęta w sari tańcują, chłopy z wąsem świecą owłosioną klatą i złotym zębem. Klasyka. Potem jednak robi się coraz lepiej i nasi bohaterowie wcielają się w role rodem z filmu „Shaft”, a do symulowanych na gitarach sitarów dołącza złowrogi funkowy bas…
Paul Roland „Bates Motel” Stare dziadki z Jarocina i 50 koncert UK Subs nie za dobrze wróżą punkowi. Co prawda…
Jak napisać o Becku bez wspominania o „Loser”? Trochę trudno. W końcu to hymn pokolenia domorosłych grandżówek lat 90. Po tym sukcesie Beck dojrzewał wraz ze swoimi fanami, zmieniając ramy gatunkoweza każdym razem, gdy zaczynały one go ograniczać
#AriFolman jeszcze raz eksperymentuje z animacją – o ile jednak w „Walcu z Baszirem” skupił się na tym, co wyparte z pamięci, o tyle w „Kongresie” patrzy w przyszłość. Niestety tym razem mniej przenikliwie.
#NoAge na swojej najnowszej (czwartej już) płycie brzmią jak styrani życiem skejci z przedmieścia, którzy – w przeciwieństwie do swoich sąsiadów z bogatych wzgórz – mają większe problemy niż to, że melanż się nie klei.
Brak zajawki, ponieważ wpis jest zabezpieczony hasłem.
Mamy dla Was małą podpowiedź!